Gdy w każdej szczelinie tkwi kotojad, czyli Joanna Bator

Pierwszy raz z Joanną Bator i jej powieścią Ciemno, prawie noc zetknęłam się jakiś czas temu. Spotykałyśmy się codziennie, regularnie w radiowej Trójce. Nie dane mi było skupić się na tym, co słyszę. Cóż, człowiek musi czasem skoncentrować się na pracy. Pamiętam tylko, że poczułam się zaintrygowana. Później książkę czytała moja koleżanka, jeden z największych moli książkowych, jakie chodzą po tym padole. Chwaliła ją, a ja dalej po nią nie sięgnęłam. Odnotowałam sobie, ze powinnam pognać do księgarni, ale zupełnie o tym zapomniałam. Muszę przyznać, że wierzę w tym przypadku w spisek wszechświata. Bo on zwyczajnie wiedział, że Ciemno, prawie noc powinnam przeczytać w odpowiednim momencie mojego życia.

ciemnoprawienoc1e2058649o

Gdybym miała opowiedzieć w kilku zdaniach o powieści, nakreśliłabym obrazek nieodbiegający za bardzo od typowego kryminału. Centralna postać, Alicja Tabor, reporterka, po wielu latach wraca z Warszawy do rodzinnego Wałbrzycha, by napisać artykuł o dramatycznych wydarzeniach, które mają w nim miejsce. W mieście zaczynają ginąć dzieci. Kamień w wodę, nikt nic nie wie. Alicja, która chce jak najszybciej uciec do stolicy, zaczyna wsiąkać w historię i postanawia odnaleźć zaginionych. Brzmi znajomo? Tak się jednak składa, że książka daje nam wiele więcej, niż można się spodziewać.

Nie będę nawet udawać, że spróbuję poruszyć wszystkie ważne aspekty książki. Skupię się na tych, które najbardziej mnie poruszyły, jak na przykład atmosfera, którą przesiąknięta jest każda strona. Jest mroczno, wilgotno, chłodno. Nawet, kiedy pojawia się wspomnienia lata. Z każdej szczeliny wypływają tajemnice i kłębią się wokół głównej bohaterki, kobiety, trochę z własnej woli, odciętej od przeszłości. Trudno jej się dziwić, skoro praktycznie każda myśl o ukochanej siostrze, ojcu, który więcej czasu poświęcał legendarnemu skarbowi w podziemiach Zamku Książ niż córkom, czy nawet przyjemnych chwilach spędzonych w dzieciństwie z sąsiadem, panem Albertem, sprawia ból. To właśnie dlatego kobieta staje się “Alicją – pancernikiem”, świetną dziennikarką, która jest w stanie wysłuchać każdej, nawet najciężej opowieści. Dlatego, na przekór instynktowi, który do tej pory pomagał jej przetrwać, decyduje się nie tylko na próbę odnalezienia dzieci, ale też na poskładanie w całość skrawków historii jej rodziny. Okazuje się, że skrawków jest zdecydowanie więcej, niż mogła się spodziewać.

ciemnoprawiezdj

Bardzo poruszyła mnie relacja Alicji z jej starszą siostrą, Ewą. Idealizowana, w pewien sposób przez Alicję dziewczyna, jak wszystko i wszyscy, jest pełna cieni i niedopowiedzeń. Na szczęście moje życie było i jest o niebo szczęśliwsze, jednak tak bardzo rozumiem te dziewczyny. Rozumiem to, że jedna chce chronić tę druga przed nieprzyjemnościami i złem. Rozumiem potrzebę ratowania, gotowość poświęcenia, czy nawet nie do końca etycznych czynów.

W powieści rzeczywistość przeplata się z tym, co nieuchwytne, baśniowe. Najbardziej realne, moim zdaniem, jest zło. Okrutne, bezwzględne, wnikające w człowieka. Często niewytłumaczalne i niemożliwe do zrozumienia. Budzące grozę i obrzydzenie, niszczące niewinność. Kryjące się pod postacią “kotojadów”. To właśnie przez przytłaczający ogrom zła, musiałam robić przerwy w czytaniu. Nie dałam rady brnąć dalej, mimo chęci przekonania się, co dalej. Czy można z tym złem wygrać? Albo chociaż spróbować walczyć? Szukać schronienia? Wydaje się, że dobro jest jednak słabsze, bardziej dyskretne. Może nie mniej ważne, ale trudniejsze do dostrzeżenia. Bo kto zwraca uwagę na jakiegoś tam ogrodnika czy kobietę w czerwonych Relaxach dokarmiającą koty?

ciemnoprawienocbiext27732199

Joanna Bator opisuje świat pełen koszmarów i niedopowiedzeń, mrocznych historii wojennych i rodzinnych tajemnic. Piękne w tej powieści jest to, że pomimo ogromu ludzkiej podłości, którą przedstawia, daje też nadzieję. Mogłabym napisać wiele więcej. O samozwańczym proroku; sklepie zoologicznym z przejściem do pokoju, który nie istnieje; promiennej Celestynie. To ciągle byłby dopiero początek. Muszę przyznać, że bardzo dawno żadna książka nie wywarła na mnie takiego wrażenia i przez żadną tyle nie płakałam. Świadkiem tego niech będzie moja mama, do której z płaczem zadzwoniłam po przeczytaniu ostatniego zdania, a ona (biedna, biedna mama) pomyślała, że ktoś z naszych bliskich miał pewnie wypadek. Teraz sama czyta książkę i wysyła mi smsy z wrażeniami, które, wyrwane z kontekstu, prawie doprowadzają mnie do zawału.