Co tam, panie, w świecie Innych? O “Nowym Patrolu” Siergieja Łukjanienki

Odkąd zaczęłam przygodę ze stworzonymi przez Siergieja Łukjanienkę Jasnymi i Ciemnymi minęło już parę lat. Były już zachwyty nad Patrolami (na blogu o Nocnym, w życiu nad „Patrolem Zmroku”), było też wielkie rozczarowanie przy „Ostatnim Patrolu”. Serio, wolę udawać, że ta część nie istnieje, bo zaburza mi pozytywne wrażenie, jakie wywarła na mnie seria. No więc pogodziłam już się z faktem, że Łukjanienko nie potrafi zamykać swoich cykli. Nauczyłam się z tym żyć. Zapomniałam i o „Ostatnim Patrolu”, i o „Czystopisie”. A tu nagle, proszę Państwa, Łukajnienko pisze „Nowy Patrol”. No i jak ja, biedna, mała Milvanna, mogłam po niego nie sięgnąć?

nowy_patrol_2

Od wydarzeń „Ostatniego Patrolu” mija kilka lat. Anton Gorodecki, nieco już starszy, ale w dalszym ciągu pracownik moskiewskiego nocnego patrolu, mąż Swietłany i ojciec absolutnej czarodziejki Nadii, spotyka na swojej drodze, a w zasadzie na lotnisku, chłopca, który wieszczy katastrofę lotniczą samolotu, którym ma lecieć. Do tragedii nie dochodzi, ale pracownicy patrolu zdają sobie sprawę, że muszą inicjować proroka. Dzienny patrol nie ma nic przeciwko, więc wydawać by się mogło, że jest już po sprawie. Okazuje się jednak, że za młodym prorokiem podąża tajemniczy „Tygrys”, postać, o której pozornie nic nie wiedzą ani Hesser, szef nocnego patrolu, ani Zawulon, jego odpowiednik w obozie przeciwnika. Poza tym, dziwne rzeczy dzieją się ze Zmrokiem. No i warto jakoś spróbować pokonać Tygrysa. Tylko czy to możliwe? I czy na pewno warto?

Przyznaję, że trudno mi pisać o „Nowym Patrolu”. Z jednej strony ucieszyłam się, że mogę wrócić do Antona i spółki. Widząc tytuł i znając poprzednie powieści, miałam nadzieję, że dostaniemy jakąś małą rewolucję. No, niestety, nie dostaliśmy. Łukjanienko skoncentrował się w tej części na prorokach i niebezpieczeństwach, jakie im zagrażają przy wygłaszaniu przepowiedni, na rodzajach tych przepowiedni i ich wpływie na ludzi i Innych. Łukjanienko zastanawia się przy okazji nad tym, czy ludzkość jest warta poświęceń, kogo obciążyć odpowiedzialnością za to, jak wygląda współczesny świat i, tradycyjnie już, czy wszystko jest rzeczywiście białe lub czarne. Fajnie, tylko nie ma w tym wszystkim niczego nowego.

Nie ukrywam, czytając bawiłam się całkiem nieźle. Cieszę się, że większość akcji toczyła się w Moskwie, że nie jest ona wyidealizowana, że bywa brudna i smutna. Gorodecki nie stał się na szczęście przeszczęśliwym ojcem i mężem, dalej ciągle go coś gryzie, czasami za dużo pije. Hesser i Zawulon w dalszym ciągu sporo knują i niewiele wyjaśniają. Powieść wciąga, ale, niestety, tydzień po przeczytaniu niewiele zostaje w pamięci.

Do tego, niestety, wydawnictwo Mag nie do końca się popisało. Rozumiem, że tłumaczenie powieści to nie najprostsza robota na świecie. Jeżeli się jednak nie mylę, ktoś to tłumaczenie później jeszcze poprawia, prawda? No więc trochę przeszkadza mi fakt, że książka, którą kupuję, jest niedopracowana. Bo jak inaczej można wytłumaczyć fakt, że na stronie numer 51 poznajemy postać pana Emmanuiłowicza Żermeznona, który już na stronie pięćdziesiątej drugiej zmienia się w Germainsona, by na pięćdziesiątej siódmej przeistoczyć się w Żermensona, a parę linijek niżej wrócić do bycia Germainsonem? Wiele potrafię wybaczyć w kwestii literówek, naprawdę, jestem dość cierpliwa, ale ten Germainson lekko mnie zniechęcił.

No i jest jeszcze jedna kwestia, czyli podejście autora do wydarzeń na Majdanie i konfliktu pomiędzy Rosją a Ukrainą (że tak uproszczę). Rozumiem, że nie powinno się przenosić kwestii związanych ze światopoglądem autora, elementów jego życia czy osobistych doświadczeń na jego twórczość. Wiem, wiem. Nic jednak nie poradzę, że na początku, kiedy widziałam fragmenty o Rosji i podejściu bohaterów do „rosyjskości”, stawałam się nieco bardziej czujna.

Czy przeczytam następną część? Jasne. Czy będę na nią czekać z niecierpliwością? Chyba niekoniecznie. Dlaczego? Bo skończyłam „Nowy Patrol” przed chwilą i w zasadzie nic po lekturze we mnie nie zostało.