Ja tam nie wiem do końca co, gdzie i kiedy, ale podobno blogerzy piszący o książkach trochę się ostatnio biczowali (a i inni blogerzy chyba biczowali książkowych), że ciągle tylko te recenzje i recenzje, że wszyscy naokoło czytają to samo, że marne statystyki, słaba widzialność w mediach, i w ogóle znikomy wpływ na społeczeństwo. O zamieszaniu dowiedziałam się właściwie z bardzo sensownej odpowiedzi na te zarzuty joly-fh, której wpis linkuję dla zainteresowanych, a sama tymczasem przejdę do tej nudnej i nie wpływającej na społeczeństwo części wpisu. Bo widzicie, po prostu przeczytałam książkę i o niej napiszę. Na dodatek, książka jest poczytna i nieźle się sprzedaje (fuj!), została wydana stosunkowo niedawno (fuj!, fuj!), a i autor jest przez wielu uwielbiany (fuj!, fuj!, fuj!). Przeze mnie zresztą też. Mowa o Jo Nesbo i jego Policji, książce którą czyta się tak samo dobrze, jak i inne powieści kryminalne z cyklu o Harrym Hole.
Po końcówce wcześniejszej powieści, w której zasugerowano nam dość wyraźnie, że Harry się tym razem nie wykaraska (choć przyznaję, że nie zostało to powiedziane wprost) zastanawiałam się, czy w ogóle da się elegancko i nienachalnie przywrócić go do życia. Nesbo wybrnął z tego najlepiej jak można, przez jakiś czas podsuwając czytelnikom pod nos mylące tropy, każąc nam wierzyć, że bohater leży na łożu boleści w śpiączce i być może nigdy się z niej nie wybudzi. W między czasie zaś zostaje zamordowany jeden policjant, drugi policjant, potem kolejni. Z premedytacją i bez pozostawionych śladów – morderca ewidentnie zna się na rzeczy, jest świadom metod działania policji i ewidentnie za coś się na niej mści, lub przynajmniej chce jej coś udowodnić. Śledztwo stoi w miejscu, choć pracują nad nim wszyscy kryminalni z Oslo, a na scenę wracają właściwie wszystkie znane nam postaci. Tropy prowadzą w ślepe zaułki, media szaleją, i nic. Impas. Przydałby się Harry Hole.
Hole żyje, ale nie dla policji. Żyje dla Rakel, żyje dla przebywającego na odwyku Olega, żyje też trochę dla siebie. Nie jest już czynnym śledczym, nie chce ryzykować bezpieczeństwa najbliższych mu osób, nie pije alkoholu, bez którego morderczej mocy nie mógł wcześniej pracować. Ale nasza ciemna strona nigdy nie zasypia, a wewnętrzne demony nie zostawiają nas w spokoju na długo. I choć Harry, teraz wykładowca w akademii policyjnej sypiający w wykrochmalonej białej pościeli, prowadzi jak najbardziej abstynenckie i higieniczne życie, to nie do końca się od nich uwolnił. Wrócą, choć w nieco innej formie. I Harry też wróci, by wspomóc swoich starych przyjaciół. Wróci, bo inaczej czasami po prostu się nie da.
Policja kończy się szczęśliwie dla Harry’ego, Rakel i Olega, którzy już do końca będą powiązani jeszcze jedną mroczną tajemnicą, bo zrobili to, co zrobić musieli, by się nawzajem chronić. Jak zwykle, w prozie Nesbo, kwestia dobra i zła nie jest oczywista, prawo i moralność niekoniecznie idą ze sobą w parze, popełnienie przestępstwa nie zawsze wydaje się nam najgorszym złem. Dobro i zło to coś subiektywnego i nieuchwytnego, wymykającego się prostym definicjom, wynikającego nie tyle z samych czynów, co z kierujących ludźmi powódek i motywów. I choć Nesbo sprawnie zamyka główne wątki, to pewne kwestie nadal pozostają nierozwiązane. Prawdziwe zło czai się tuż za rogiem i Harry znowu będzie musiał wrócić.
Niech wraca jak najszybciej, bo zdążyłam prozę Nesbo polubić pokochać za 1)bezkompromisowego i skomplikowanego głównego bohatera z własnym, nie zawsze zgodnym z prawem, kodem moralnym, 2) za to że wspomniany bohater słucha Sex Pistols, 3) za brawurową akcję i prowadzenie czytelników na manowce, 4) za postaci drugoplanowe, które z każdym kolejnym tomem stają się coraz bardziej wyraziste (choć smutne, że tak wiele z nich musi zginąć), 5) za ambiwalentność i różnorodność ludzkich postaw, 6) za łatwość z jaką Nesbo przechodzi od malowniczych opisów Oslo i natury do krwawej jatki (ogólna tendencja jest taka, że jak jest miło i ładnie to za chwilę ktoś niezbyt dobrze skończy), 7) za postać Beate Lonn. I tak bym mogła jeszcze trochę powymieniać, ale zostawię to sobie na kiedy indziej, bo prawdę mówiąc, nie wierzę, że kolejne części cyklu mogą mi się nie podobać. Wpadłam, jak śliwka w kompot.
I jeszcze jedna wiadomość, bo być może nie słyszeliście. W 2016 roku, 400 lat po śmierci Szekspira, Wydawnictwo Hogarth Press rozpoczyna projekt pod nazwą The Hogarth Shakespeare, w którym wiodący pisarze współcześni opowiedzą szekspirowskie historie na nowo, dla nowej publiczności. Pomysłowi, mimo że wzbudził sporo kontrowersji, kibicuję z całego serca i nie mogę się doczekać końcowego efektu. Wiadomo już, że Margaret Atwood napisze na nowo Burzę, Jeanette Winterson zajmie się Opowieść zimową, a Howard Jacobson weźmie na warsztat Kupca weneckiego. A wiadomość z ostatniej chwili jest taka, że nowego Makbeta w konwencji noir napisze właśnie Jo Nesbo i dla mnie ten wybór wydawnictwa to strzał w dziesiątkę! Co sądzicie?