Jak polubić owady, czyli cykl “Cienie Pojętnych” Adriana Tchaikovsky

W końcu skończył się Tydzień Wielkiego Zamieszania, jakim zawsze jest dla mnie początek października. I dobrze, że się skończył. A jeszcze lepiej, że mogę w końcu spokojnie nadrabiać zaległości blogowe. Będzie więc hurtowo o pierwszych trzech tomach cyklu Cienie Pojętnych Adriana Tchaikovsky’ego. Muszę przyznać, że mimo wielu pozytywnych opinii początkowo nie byłam zachwycona. Ot, niezłe to, ale nie rewelacyjne, pomyślałam sobie mniej więcej w ¼ Imperium Czerni i Złota (tom I). Okazało się jednak, że im głębiej zanurzałam się w świat stworzony przez autora, tym bardziej mi się podobało.

Bo też świat ten jest naprawdę wyjątkowo oryginalny. Nie uświadczysz w nim elfów, krasnoludów, smoków, czy przedstawicieli innych ras typowych dla powieści fantasy. Tworząc swoich bohaterów Adrian Tchaikovsky, zoolog z wykształcenia, czerpał inspirację z dość nietypowego źródła – ze świata owadów. Szczerze mówiąc, zanim sięgnęłam po książki, pomysł ten zupełnie do mnie nie przemawiał, bo większość owadów uważam za wyjątkowo obrzydliwe paskudztwo, wszelkie ich ukąszenia skutkują u mnie uczuleniem, a pająki przerażają mnie do tego stopnia, że czym prędzej, może nie tyle z krzykiem co z paniką w oczach, opuszczam pomieszczenia, w których akurat raczą przebywać. Skoro one nie chcą, to ktoś musi, no nie? Zwykła ludzka uprzejmość tego wymaga.

Wracając jednak do powieści Tchaikovsky’ego, podkreślam, że nie chodzi o to, że jego bohaterowie są owadami, tego bym nie zniosła. Są ludźmi – tyle że rasy, do których należą, charakteryzują cechy owadów. Mamy więc żukowców, czyli racjonalnych i pracowitych wynalazców i mechaników, oraz mrówkowców  – wojownicze ludy, tworzące wspaniałe miasta i działające, jak jeden organizm, dzięki temu, że potrafią porozumiewać się bez słów. Mamy piękne, groźne pająki wiecznie snujące sieci intryg, krwiożercze modliszki będące urodzonymi mordercami, tajemnicze ćmy parające się magią i wiele, wiele innych ras, z których każda posiada charakterystyczną umiejętność, czy zdolność. Rasy te nie przepadają może za sobą i nie do końca się rozumieją, ale pomimo różnych tarć udaje im się funkcjonować w miarę pokojowo. Żyją obok siebie, patrząc sobie podejrzliwie na ręce, każdy sobie rzepkę skrobie i jakoś to wszystko działa. Do czasu, gdy na mapie pojawia się nowy gracz, Imperium Os. Osowce są wojownicze i agresywne, kochają przemoc i podboje dla samych podbojów, a na dodatek są świetnie zorganizowane i ślepo posłuszne przełożonym. Są siłą, której inni nie potrafią się oprzeć, jeśli się nie zjednoczą. A zjednoczenie wydaje się niemożliwe.

Właśnie te próby zjednoczenia i przeciwstawienia się wspólnemu wrogowi stanowią oś wokół, której budowane są pomniejsze wątki. Wszystkie trzy powieści trzymają w napięciu i obfitują w zwroty akcji. Tchaikovsky zadowoli czytelników, którzy lubią krwawe opisy walk i szpiegowskie intrygi, ale spodoba się również tym, którzy w fantasy cenią sobie magię i miłosne perypetie. Udaje mu się zachować równowagę, a z każdym kolejnym tomem świat powieści, magiczny i steampunkowy jednocześnie, staje się coraz bogatszy i zaskakujący. Podobnie jest z owadopodobnymi postaciami, które na szczęście nie okazują się nadmiernie schematyczne. Owszem te poboczne bywają spłycone, ale główni bohaterowie wykraczają poza ramy narzucane im przez pochodzenie rasowe, przekraczają pewne granice i na ogół wymykają prostym klasyfikacjom. Cienie Pojętnych to cykl świeży i oryginalny, a Tchaikovsky, mimo że zdarzają mu się potknięcia, udowadnia, że nadal da się napisać fantasy spójne i dokładnie przemyślane, a do tego niesztampowe.  Z całego serca życzę mu weny twórczej, bo na pewno będę do tego cyklu wracać.

 

***

Z życia Bookietki:

Z przykrością donoszę, że jakiś niezidentyfikowany osobnik, wybił w Bookietce dolną szybkę. Naprawdę nie wiemy, co mu ta szybka przeszkadzała. Rannych na szczęście nie było, a Bookietka, mimo że bez szybki, tak łatwo się nie podda i nadal czeka na książki!