LOST

Czy coś jeszcze można powiedzieć o serialu „LOST”? Ne sądzę. Po co więc pisać cokolwiek? Nie, nie zamierzam nawet karkołomnie próbować streścić zawiłości fabuły, charakteryzować bohaterów ani wyjaśniać symboliki liczb i samotnych, olbrzymich stóp będących resztką jakiegoś posągu. Nie będę nawet pisać o tym, jak wielkim fenomenem jest ta produkcja (kto wierzy, ten wierzy; kto nie…no cóż, jego problem). Chciałabym natomiast skupić się na tym jak „LOST” cementuje a czasem, niestety, niszczy relacje międzyludzkie.

[more]

Moja rodzina jest rodziną dość nietypową. Większość uległa czarowi serialu. Wszystko zaczęło się od mojego wakacyjnego wyjazdu do Londynu w 2005 roku. Po kolejnym dniu pracy, wróciłam do domu i usiadłam przed telewizorem obok współlokatora, który właśnie coś oglądał. Piękne, egzotyczne krajobrazy, piękni ludzie różnej maści, piękna muzyka. Aż tu nagle…KABUM! Jedna z postaci zabija niedźwiedzia polarnego. Pamiętam tylko, że mnie zamurowało. Niestety, mój znajomy nie pamiętał co to za serial, więc o tym, że był to „LOST” dowiedziałam się dopiero kilka dni później widząc w TV ten oto filmik promocyjny. Wtedy też pomyślałam, że po powrocie do Polski po prostu muszę sprawdzić, o co chodzi z tym niedźwiedziem. Tak też zrobiłam.
Kiedy tylko Telewizja Polska zaczęła emitować „Zagubionych”, postanowiłam promować serial w gronie najbliższych. Tak, przyznaję otwarcie, że na sumieniu mam mamę, siostrę, dwie kuzynki i przyjaciółkę. Do czego to doprowadziło? Do nałogu. Mama jest uzależniona w najmniejszym stopniu. Serial ogląda tylko w telewizji i dzwoni do mnie albo do mojej siostry tylko po rewelacyjnym odcinku lub gdy czuje się wyjątkowo zagubiona. W towarzystwie czasami uchodzi za osobę dziwną, bo przecież nikt w jej wieku tego nie ogląda. Jedna z kuzynek zrezygnowała po czwartej serii. Stwierdziła, że uzależnienie staje się zbyt silne. Co z resztą? Żyjemy w ciągłym napięciu, nocami śnią nam się absurdalne rozwiązania tajemnic, okres między seriami uważamy za stracony, itd. Po każdym odcinku na kilka godzin znikamy w świecie internetowych poszukiwań, szukamy odpowiedzi  na pytanie „O CO CHODZI???!!!!!!???????” na różnych forach internetowych, wikipedii (same nie zrozumiemy przecież zawiłych teorii fizycznych pojawiających się w serialu…). To wszystko, poczucie zagubienia, niezrozumienia i odrzucenia przez część społeczeństwa (tak, ludzie się z nas śmieją…) powoduje, że więzi między nami stają się silniejsze. Kiedy już wydaje nam się, że nie mamy o czym rozmawiać, wkraczamy na serialową ścieżkę. Nie, w naszym gronie nigdy nie zalega krępująca cisza.

Istnieje jednak druga strona medalu. Razem z koleżanką kilka razy próbowałyśmy opowiedzieć naszej przyjaciółce fragment serialu, żeby wciągnąć ją do naszego klubu AL (Anonimowych Lostoholików). Kiedy usłyszała o niedźwiedziach, tajemniczych liczbach, podróżach w czasie i znikającej wyspie, popatrzyła na nas z lekko pogardliwym uśmiechem i stwierdziła, że jesteśmy dziwne. Dziwne! Nie możemy wybaczyć jej tego do dziś. I na piwo wychodzimy raczej bez niej…

Tak. Jestem Lostoholiczką. Z tego miejsca chciałabym przeprosić wszystkie bliskie mi osoby, za to, że zaburzyłam ich spokój, wprowadzając „LOST’a” w ich życie. Wiem, że Wasza egzystencja już nie jest taka jak kiedyś. Nie, spokojnie. Nie musicie mi dziękować ;).