Niemoc

Zima to nie jest moja ulubiona pora roku. Wręcz odwrotnie. Nie interesuje mnie białe szaleństwo na stokach. Irytuje mnie białe obrzydlistwo padające z nieba. Nie przekonuje mnie argument, że biało jest i pięknie. W rzeczywistości owa białość jest zapuskudzona przez pieski, które całkiem prozaicznie muszą załatwiać swoje potrzeby i białość je tak naprawdę niewiele interesuje. Nienawidzę marznąć w stopy, nienawidzę nosić czapek i rękawiczek, nienawidzę co rano zastanawiać się, czy mój samochód łaskawie będzie się poruszał czy nie, nienawidzę oskrobywać szyb. A u nas, na Podlasiu, jest naprawdę zimno. Zima to okres, kiedy nie funkcjonuję najlepiej, kiedy przesypiam większość wolnego czasu, kiedy nic mi się nie chce. Nawet czytam wolniej. Dużo wolniej. Zaczynam i po paru stronach odkładam książkę z powrotem na półkę, biorę kolejną, i tak w kółko.

Na dodatek, porwał mnie w swoje szpony Potwór Zmuszający do Porządków Świątecznych, którego nikt wprawdzie nie widział, ale, uwierzcie mi, istnieje naprawdę. Śpi sobie przez większość roku, ale uaktywnia się w grudniu i zmusza mnie do pucowania wszelkich zakamarków, szafek, okien, i szuflad. Porządkuję więc papiery, bezlitośnie wyrzucam tony kserówek. Zaprzyjaźniłam się z Cilit Bangiem i Domestosem. Ech… Czekam na Święta, czekam na ferie, które na Podlaskich uczelniach trwają aż do Świąt Prawosławnych.

Trzymajcie kciuki, może Potwór da mi na chwilę spokój, może opanuję ciagłą senność i w końcu skończę recenzję “Golema z Limehouse” Petera Ackroyda. Bo o książce tej napisać warto.

Piszę niby w swoim imieniu, ale mam wrażenie, że Milvanna cierpi na podobną niemoc. W końcu jesteśmy siostrami, a zimową hibernację mamy chyba w genach.

A może chcecie nas trochę obudzić? Jeśli tak, to możecie nas polubić. Na Facebooku oczywiście. Trochę osób już nas lubi, więc może i wy? Dlaczego? Bo jak mawiają moje zaprzyjaźnione trzynastolatki: “Stary, jak cię nie ma na fejsie, to nie istniejesz”. No więc jesteśmy i istniejemy tutaj. Lubicie nas?