“Buried” czyli trumna, komórka i Ryan Raynolds.

 

Miało być o książce. Naprawdę! Jednak wczoraj poszłam do kina. Bilet w promocyjnej cenie. Razem ze znajomymi wybraliśmy się na “Buried”. Półtorej godziny z panem Reynoldsem. Spodziewałam się niezbyt ciekawego filmu o człowieku zakopanym żywcem. Jakże się rozczarowałam!

Zastanawiam się właśnie jak opisać ten film nie zdradzając za bardzo fabuły i stwierdzam, że w zasadzie nie jest to możliwe. Główny bohater, Paul Conroy (Ryan Reynolds), to mężczyzna po trzydziestce, który pracuje w Iraku jako kierowca ciężarówki dla amerykańskiej firmy zajmującej się transportem różnego rodzajem dóbr; firmy zarabiającej na wojnie. Jego konwój zostaje najpierw obrzucony kamieniami przez irakijskie dzieci, później ostrzelany przez rebeliantów. O tym wszystkim dowiadujemy się stopniowo. Na początku widzimy tylko Paula, który sądzi, że jako jedyny przeżył atak i budzi się w drewnianej trumnie. Ma przy sobie zapalniczkę, leki i telefon komórkowy. Z czasem okazuje się, że Paul został uprowadzony i zakopany żywcem a jego porywacze żądają „One milion money” w zamian za jego uwolnienie. Conroy ma tylko kilka godzin na obmyślenie sensownego planu wydostania się. Powietrza nie może wystarczyć na długo.

Sceny otwierające film wywołały we mnie mieszane uczucia. Z jednej strony zastanawiałam się, co w ogóle się dzieje. Widać było niewiele, więc odruchowo przechylałam głowę tak, żeby wszystko lepiej słyszeć. Z drugiej, pomyślałam sobie, że to nie może się udać. Że to produkcja, której akcja toczy się w trumnie a na ekranie widzimy tylko jednego aktora. Że wynudzę się niemiłosiernie lub, w najgorszym wypadku, zasnę. A tu niespodzianka! “Buried” przekształca się w thriller, momentami nawet film sensacyjny. Zdaję sobie sprawę, iż nie brzmi to zbyt przekonująco, ale naprawdę złapałam się na tym, że niektóre fragmenty oglądałam przez palce (jest to jak wiadomo efekt uboczny strachu połączonego z zaciekawieniem), moje serce biło szybciej i z całego serca do końca kibicowałam biednemu Paulowi.

Bardzo ciekawym wątek stworzyły rozmowy tytułowego pogrzebanego ze światem zewnętrznym. W zasadzie wyraziłam się nieprecyzyjnie, bo cała produkcja opiera się na rozmowach telefonicznych. Chodzi mi o te konkretne przypadki (zwłaszcza na początku), w których Conroy próbuje przedstawić komukolwiek swoją sytuację. Dzwoni do domu, informacji telefonicznej w stanach, do biura FBI, w którym agenta nie dziwi najbardziej fakt, że Paul został pogrzebany, ale to, że rebelianci ostrzelali cały konwój a jego ciężarówki akurat jakoś nie. Wszyscy po kolei z amerykańskim spokojem i uprzejmością w głosie oburzają się na fakt, że Conroy podnosi głos. Jeśli dobrze pamiętam, jedna osoba odkłada nawet słuchawkę. Fantastyczna jest też scena, podczas której Paul rozmawia z mężczyzną pracującym w jego firmie. Nie zdradzając zbyt wielu szczegółów, mogę tylko powiedzieć, że ta scena pokazuje nam jak bezwzględni i okrutni potrafią być ludzie związani z wojennym (ale czy tylko?) biznesem. Dla nich przestaje liczyć się człowiek a ważny jest tylko i wyłącznie wizerunek firmy.

Muszę przyznać, że hiszpański reżyser Rodrigo Cortés wykazał się sporą odwagą. Film jest swego rodzaju eksperymentem. Przynajmniej ja nie mogę sobie przypomnieć produkcji, której akcja toczyłaby się w trumnie. Jak już wspomniałam na ekranie widzimy tylko jednego aktora. I wcale nie jest to ktoś z najwyższej półki (chociaż, może to obciach, ale ja zawsze miałam do niego słabość). Ryan Reynolds udowadnia, że nie jest tylko aktorem komedii romantycznej i najseksowniejszym mężczyzną roku 2010. Jego gra jest przejmująca i, według mnie, to właśnie ona jest największym atutem filmu.

Biorąc to wszystko pod uwagę, muszę przyznać, że “Buried” mi się podobał. Ciekawe jest to, że akcja, mimo że toczy się w zamkniętym i ciasnym miejscu, nie wywołała we mnie uczucia stłamszenia i zniewolenia. Wiem też, że film na pewno nie spodoba się wszystkim (wydaje mi się, na przykład, że przez to całe zamknięcie raczej nie spodoba się mojej siostrze). Wiem też, że raczej nie będę do niego wracać zbyt często. Jednak wrażenie pozostawił pozytywne. I już sama nie wiem, czy to rzeczywiście film, czy oczy Ryana Reynoldsa.