“Freaks and geeks” czyli nastolatkiem być.

Chciałam coś napisać. I nagle okazało się, że sama nie bardzo wiem, o czym. Otóż czytam niewiele (w dalszym ciągu tylko podczas jazdy metrem lub pociągiem), filmów nie oglądam, czasami złapię jakiś pojedynczy odcinek serialu. To chyba efekt połączenia nijakiej pogody i próby wymęczenia kolejnej strony pracy magisterskiej. Dlatego postanowiłam wrócić do “Freaks and geeks” czyli serialu, który obejrzałam już jakiś czas temu. Poleciła mi go koleżanka. Zachwycała się i zachwycała, więc w końcu uległam. Trzeba bowiem przyznać, że jeżeli chodzi o seriale, to jest ona niezastąpionym źródłem inspiracji.

“Freaks and geeks”, który stworzył Paul Feig, to na pozór serial jakich wiele. Oto mamy przed oczami typowe amerykańskie przedmieścia na początku lat osiemdziesiątych. Lindsay Weir (Linda Cardellini) jeszcze jakiś czas temu była wzorową uczennicą, gwiazdą kółka matematycznego. Jednak jak to z nastolatkami bywa, postanawia przejść na ciemną stronę mocy. Tam jest przecież zabawniej. Przyłącza się do grupy tytułowych „freaków” czyli Daniela (James Franco), Kena (Seth Rogen), Nicka (Jason Segel) i Kim (Busy Philipps). To trochę młodzież, której coś nie wyszło. Albo której po prostu się nie chce. Zajmują się głównie unikaniem szkoły, paleniem trawki, wpakowywaniem się w tarapaty i unikaniem konsekwencji. Krótko mówiąc, towarzystwo, z którym każda grzeczna nastolatka chce trochę poprzebywać. Z drugiej strony mamy młodszych „geeków”, brata Lindsay, Sama (John Francis Delay) i jego przyjaciół Billa (Martin Starr) i Neala (Samm Levine). Ich głównym problemem jest to, jak poderwać jakąkolwiek dziewczynę w szkole. No, Billowi nie do końca o to w życiu chodzi. W końcu uważa, że całowanie się to coś obrzydliwego Na pozór obie grupy różnią się w zasadzie wszystkim. Czy tak jest? Nie do końca. Wszyscy są trochę obok popularnego tłumu i nie pasują do reszty kolegów. A może tak im się tylko wydaje?

Sama nie wiem, co najbardziej urzekło mnie w tej produkcji. Może aktorstwo? O ile na ogół staram się nie rzucać nazwiskami bez potrzeby, w tym przypadku wydaje mi się to konieczne. Mamy przecież do czynienia z czołówką Hollywood. Nie sądzę, że istnieje wiele osób, które oglądają filmy lub seriale, którym chociaż jedno imię nie rzuciło się w oczy. Postaci, w które się wcielają są ciekawe i jakieś takie przyciągające. Szukają siebie, badają i przekraczają różne granice. Jeżeli na przykład istnieje fanklub Billa, to chcę zostać jego przewodniczącą. Na uwagę zasługuje też Sarah Hagan w roli Millie, byłej przyjaciółki Lindsay. Jest tak bogobojna i porządna, że aż trudno uwierzyć, że taka osóbka może istnieć. Zdecydowanie zapada w pamięć.

Jest też muzyka. Bohaterowie ciągle o niej rozmawiają. Żyją nią (zwłaszcza Nick). Tło stanowią The Who, Van Halen, Grateful Dead czy Billy Joel.

No i tutaj pojawia się nurtujący mnie od wakacji problem. Istnieje tylko jeden, osiemnastoodcinkowy sezon. Czytałam gdzieś, że serial został zdjęty z anteny po emisji dwunastu z nich. Dlaczego serial, który w 2000 roku zgarnął Emmy dla najlepszej obsady komediowej, który był nominowany w jeszcze dwóch kategoriach i miał szansę na wiele innych statuetek, zniknął z anteny? Ba, dlaczego nie został wyemitowany w całości? Dodam, że “Freaks and geeks” znalazł się na liście 100 najlepszych seriali wszechczasów magazynu Time i zajął trzecie miejsce w rankigu najlepszych produkcji 2000 roku. Nie jestem w stanie ogarnąć tego zjawiska moim ciągle rozwijającym się móżdżkiem. Tak czy inaczej, serial polecam jako porządną rozrywkę idealnie wspomagającą relaks. Niech Bill będzie z Wami!