Lubię powieści historyczne. Miałam świetną nauczycielkę historii w szkole podstawowej, która zaraziła mnie wirusem, zmuszającym do pochłaniania książek zarówno Pawła Jasienicy jak i Karola Bunscha. Wirus ten został dość skutecznie unieszkodliwiony w czasach ogólniaka, gdzie drobiazgowe zapamiętywanie dat okazało się stokroć ważniejsze od zrozumienia procesów rządzących naszymi dziejami, ale zamiłowanie do prozy historycznej mi pozostało. Mogą to być całe cykle jak Królowie przeklęci Maurice’a Druona, mogą romanse, jak chociażby te Philippy Gregory, mogą powieści detektywistyczne jak u Josphine Tey, czy Ellis Peters, mogą w końcu Przygody Pana Samochodzika, które zawsze mają jakąś tajemnicę historyczną w tle. Krótko mówiąc, wiele zniosę, jeśli rzecz dotyczy czasów minionych. Zawsze dziwiło mnie również, dlaczego tak niewiele powieści historycznych powstaje obecnie w Polsce, przecież jest z czego czerpać pełnymi garściami. Aż w końcu lukę tę wypełnił Mariusz Wollny ze swoim świetnym cyklem o Kacprze Ryxie.
Dwie pierwsze powieści cyklu Kacper Ryx i Kacper Ryx i Król przeklęty osadzone są odpowiednio za panowania Zygmunta Augusta i Henryka Walezego. I w jednej i w drugiej imć Kacper Ryx, znajda o niewiadomym pochodzeniu, bystry student medycyny i niezły zabijaka, a jednocześnie inwestygator królewski, czyli domorosły szesnastowieczny Sherlock Holmes, staje w obliczu tajemniczych morderstw, politycznych intryg i dworskich knowań, które, jak się pewnie domyślacie, udaje mu się błyskotliwie rozwiązać. A wszystko to osadzone w świetnie zarysowanych realiach historycznych. Wollnemu w mało nachalny sposób udaje się przemycić mnóstwo faktów i ciekawostek dotyczących ówczesnego życia, namalować przekonujący obraz Krakowa, przybliżyć autentyczne postaci historyczne, wplątać w fabułę Reya, Kochanowskiego i Sępa Szarzyńskiego, co pozwala mu z kolei zręcznie żonglować cytatami z ich dzieł – jednym słowem udaje mu się ożywić nie tylko historię, ale i literaturę XVI wieku. Czasami bywa trochę moralizatorsko, czy dydaktycznie, ale wybaczam, bo cykl o Kacprze Ryxie czyta się naprawdę bardzo dobrze.
Kacper Ryx i tyran nienawistny przenosi nas natomiast w czasy Stefana Batorego, przedstawiając go jako króla, który woli bić się z Moskalami o Inflanty (1577-1582) niż noc spędzić z 53-letnią żoną, ciężkostrawną Anną Jagiellonką. Na wojnie, jak to na wojnie: brudno, zimno, pełno wszy i innego robactwa, krew leje się strumieniami – nic dziwnego, że pomoc Kacpra Ryxa, który potrafi amputować członki i podwiązywać żyły w rekordowym czasie ośmiu zdrowasiek (3 minuty), jest potrzebna. Ale nie tylko po to Ryx wybrał się na wojnę. Przy okazji śledzi poczynania banity Samuela Zborowskiego, swojego prywatnego prześladowcę, knującego również przeciwko królowi. Ma też powód bardziej osobisty: kocha się bowiem Kacper w Jance. Cóż z tego że z wzajemnością, skoro dzieli ich kwestia pochodzenia społecznego, a na wojnie, wiadomo, o wszelkie awanse łatwiej.
Jakże to? Czyżby niewidzialny mur, oddzielający mnie od Janki, zaiste mógł w jednej chwili runąć? I to mimo iż nie nosiłem imienia Walenty, widocznie najsposobniejszego do nobilitacji? Bez niej w oczach wielkiego świata bogactwo, rozum, wykształcenie i cnota funta kłaków nie były warte. Długo żyłem w innym świecie i jakoś sobie radziłem, nie zaprząc uszlachconym i nie czując się gorszym. Dopóki nie pokochałem Janki i nie uświadomiłem sobie, że jako podrzutek nigdy nie otrzymam nawet ius civile, obywatelstwa rodzinnego miasta, gdyż nie mogłem wykazać się pochodzeniem z prawego łoża, legittimus ortus. A oto moi zacni przyjaciele, dawali mi remedium na turbację, która odebrała mi chęć do życia i bolała bez porównania bardziej niż stare rany. Ręce mi drżały, gardło miałem ściśnięte. Wychyliłem puchar jednym haustem. (str. 134-135)
Używając takiej właśnie stylizowanej prozy, rzuca nas Wollny z mieszczańskiego Krakowa na rubieże Rzeczypospolitej, przenosi z okopów do szlacheckich dworków, z tychże dworków na stepy pełne Tatarów, ze stepów z powrotem do Krakowa. Znajdziemy w tym tomie podjazdy, bójki, pojedynki, porwania, gwałty, i spektakularne ucieczki. Owszem, nadal, jak w poprzednich tomach, mamy do czynienia z zagadkami kryminalnymi, które Ryx bezbłędnie rozwiązuje, ale tu stanowią one bardziej ozdobnik, mam wrażenie, niż oś fabuły. Na czoło wysuwają się przeszkody, które bohater musi pokonać, by zdobyć Jankę. Czy mu się to uda?
Podsumowując krótko, Mariusz Wollny gwarantuje dobrą i lekką lekturę, pełną smaczków językowych i ciekawostek historycznych. W poprzednich tomach skupia się nieco bardziej na zagadce kryminalnej, w Kacprze Ryxie i tyranie nienawistnym wątek ten ma nieco mniej znaczenia. Jednak nadal dostajemy niezłą powieść w konwencji łotrzykowskiej, z szelmowskim awanturnikiem w roli głównej, który co rusz popada w kłopoty, by się z nich rychło wykaraskać. Z mniejszymi lub większymi bliznami na ciele i duszy. Kto Kacpra już zna, raczej się nie rozczaruje, a kto nie zna, niech się rychło zapozna.
Mariusz Wollny: Kacper Ryx i tyran nienawistny. Wydawnictwo Otwarte, Kraków, 2010. 471 stron + notka historyczna i słownik.