Zdaję sobie sprawę, że jeszcze trochę, jeszcze chwila i zostanę uznana przez całe moje otoczenie Nudziarą Roku 2011. Bo nic tylko Martin i Martin. Cóż biedna poradzę na to, że nie mam ostatnio za dużo czasu na czytanie książek? Obwiniajmy za to polskie uczelnie, pisanie prac magisterskich i potrzebę zarabiania pieniędzy. Jeżeli już czytam, to staram się wybrać coś, co na pewno mnie zainteresuje. A w przypadku Martina mam właśnie taką pewność.
”Nawałnica mieczy” została w Polsce wydana w dwóch częściach. Chciałabym podziękować człowiekowi, który był odpowiedzialny za tę decyzję, bo nie wyobrażam sobie jak zmieściłabym tyle stron na raz do torby. Ale do rzeczy. Akcja trzeciej części cyklu zaczyna się mniej więcej tam, gdzie Martin zakończył “Starcie królów”. Westeros w dalszym ciągu wykrwawia się przez nieustępliwe dążenie do niepodzielnej władzy królów. Zmieniają się sojusze; dawni wrogowie nagle stają się sprzymierzeńcami a przyjaciele dopuszczają się najokrutniejszych zdrad. Daenerys nadal pragnie odzyskać należny jej tron. Coraz bardziej przypomina silną, odważną i sprawiedliwą władczynię. Jon całkiem nieźle radzi sobie z udawaniem zdrajcy. Momentami chyba aż za dobrze…
Zaznaczę, że “Nawałnicę mieczy” czytałam z lekką przerwą. Długo nie miałam dostępu do drugiej książki. Skupię się więc tylko na elementach, które zrobiły na mnie największe wrażenie.
Po pierwsze, Martin pozwala nam spojrzeć na całą historię z perspektywy “nowych” bohaterów. Do głosu dochodzi więc przyjaciel Jona, Samwell, oraz Jaime Lannister. I tutaj autor znowu zagrał na moich emocjach. Nie oszukujmy się, lannisterowskiego blondaska trudno było do tej pory darzyć jakimkolwiek ciepłym uczuciem. Cóż, mam taką zasadę: wyrzucasz dziecko z wieży, nie licz na moją sympatię. A tu nagle zaczęłam czuć sympatię właśnie. Widzimy, że Jaime to mężczyzna, który troszkę chyba pogubił się w życiu z miłości do Cersei. Ciąży mu miano Królobójcy. Wie, że ludzie uważają go za człowieka bez honoru i w jakiś sposób dostosowuje się do przyklejonej mu łatki. Zdolność do walki stanowi sens jego istnienia. Wie, że bez niej jest bezużyteczny i bezwartościowy. Jest nikim. Potrafi jednak zaskoczyć, ryzykować, by pomóc na pozór nieważnej osobie. Owszem, Jaime nie jest rycerzem idealnym. Wydaje mi się jednak, że nie zasługuje na całkowite potępienie.
Po drugie, całe zamieszanie wokół Jona Snowa. W tej kwestii nie potrafię pozostać obiektywna, jako że kocham Jona i uwielbiam o nim czytać. W “Nawałnicy…” Snow to dezerter, który wkrada się do obozu wroga i podbija serca dzikich. W zasadzie staje się jednym z nich. Łamie wszystkie przysięgi, które tylko da się złamać. Stacza przy tym prywatną, wewnętrzna walkę. Gubi się, sam do końca nie wie już, kim jest. Potrafi jednak podejmować trudne decyzje, zachować zimną krew w tragicznych sytuacjach. Jon Snow dorasta do roli przywódcy. I zdecydowanie widać, że pochodzi z rodu Starków.
Po trzecie, magia i religia. Razem i osobno. Odnoszę wrażenie, że w trzeciej części cyklu wyraźnie zyskują na znaczeniu. Tajemnicza Melisandre utwierdziła mnie w przekonaniu, że wcale nie jest niewinną służebnicą Pana Światła. Mąci, czaruje, mami ludzi a jej działania kończą się na ogół tragicznie. Melisandre i jej magia stają się potężne i boję się, do czego to może doprowadzić. Mamy też smoki. Cudowne, potężne dzieci Daenerys są niezaprzeczalnym dowodem na to, że magia odradza się, wraca do gry.
Po czwarte, Tyrion. I Arya. I makabryczne sceny, których nie chciałabym chyba zobaczyć nawet w serialu HBO. I zwroty akcji. I Littlefinger. I jeszcze… Mogę wymieniać i wymieniać, ale wtedy nikt nie przeczyta notki do końca. Jeżeli ktoś jeszcze nie zabrał się za Martina, czas najwyższy to zrobić. Cykl wydaje się być równy i, po prostu, dobry. Niewątpliwie, pozycja obowiązkowa, którą polecam z czystym sumieniem.
A na koniec prezent dla starszej siostry czyli efekt spędzenia dwóch godzin w kolejce w warszawskim Trafficu 🙂
Martin, George R. R.. Nawałnica mieczy. Stal i śnieg. Przeł. Michał Jakuszewski. Zysk i S-ka. Poznań, 2002. 608 str.
Martin, George R. R.. Nawałnica mieczy. Krew i złoto. Przeł. Michał Jakuszewski. Zysk i S-ka. Poznań, 2002. 574 str.