Dziś będzie o tym, co prawdopodobnie nie zainteresuje mas. I na pewno nie wszyscy rzucą się zaraz na łeb na szyję, żeby tylko kupić książkę na Amazonie (tak, inaczej raczej ciężko ją zdobyć). Otóż w ramach kolejnego etapu wypluwania z siebie pracy magisterskiej miałam okazję zapoznać się z książką “La Santa Muerte: la virgen de los olvidados” autorstwa José Gila Olmosa.
Pan Olmos to doświadczony, meksykański dziennikarz który od lat zajmuje się kwestiami politycznymi i społecznymi. Prowadzi gościnne wykłady na kilku uniwersytetach. Do tego odważny z niego mężczyzna. Pisał o różnej maści bojówkach, łamaniu praw człowieka w Meksyku i handlu narkotykami, co, jak wiadomo nawet z polskiej prasy, w tym kraju Ameryki Centralnej, może się skończyć nie tylko zastraszeniem lub inną bzdurą, ale też śmiercią. Czyli warto sprawdzić, co Olmos ma do powiedzenia na temat dość popularnego fenomenu, o którym pisałam już wcześniej.
Olmos stworzył książkę, która może zainteresować nie tylko takich maniaków jak ja. Przybliża i wyjaśnia wiele kwestii związanych z powszechnie potępianą “świętą”. Autor nie rozpisuje się na temat ewolucji wizerunku śmierci na przestrzeni wieków (także w Europie), ukazuje jednak jak kultura zarówno kolonizatorów jak i rdzennych mieszkańców Meksyku wpłynęły na ukształtowanie się kultu. Dowiadujemy się też, dlaczego Santa Muerte zdobyła taką popularność właśnie w tym a nie innym kraju. Zresztą, łatwo się tego domyśleć. Masowe, tajemnicze morderstwa, powiązania między przestępcami, władzą i hierarchami kościelnymi, korupcja i łamanie praw człowieka wydają się być w Meksyku codziennością. Do tego, poznajemy też znanych wyznawców “Chudzinki” (to jedno z popularniejszych przydomków świętej). Okazuje się, że cześć oddają jej ludzie związani z ekipą rządzącą, policją, sportem i przemysłem rozrywkowym.
Olmos pokazuje też, że wśród wyznawców dochodzi nieraz do konfliktów a nawet rozłamów. Czyli nie jest tak pięknie i różowo. Przybliża nam też innych nieakceptowanych przez kościół świętych, co podkreśla, że Santa Muerte, mimo olbrzymiej popularności, nie jest w Meksyku czymś aż tak wyjątkowym.
Jeżeli ktoś zna hiszpański (tak,tak, książka nie została jeszcze przetłumaczona na polski; może nad tym popracuję) i chce dowiedzieć się czegoś więcej na temat świętego szkieletu, zdecydowanie polecam Olmosa. Opiera się na ciekawych źródłach, a wszystko przedstawia w sposób ciekawy i przystępny.
No, wystarczy tych przyjemności. Znikam z bloga i wracam do mojej magisterki.