Mam już za sobą ten dzień, gdy robiąc poranny makijaż znalazłam pierwszy
siwy włos. Pamiętam lekki niepokój, niedowierzanie, że to już. Potem przyszedł
czas na pierwsze zmarszczki, najpierw w kącikach oczu, potem na czole, wokół
ust. Czy przychodzi mi do głowy myśl, żeby je usunąć, pozbyć się, wymazać z
odbicia w lustrze. Czasem tak. Czy są moją obsesją? Nie, ale nie lubię ich, gdy
mam gorszy dzień. W ogóle łatwo jest mówić o „godnym” starzeniu się, gdy się ma
szesnaście lat. W wieku lat dwudziestu łatwo deklarować, że nigdy, przenigdy
nie sięgnie się po botox. Po trzydziestce łatwo autorytatywnie stwierdzić, że
Pani po pięćdziesiątce coś wypada, a coś nie. Ale tak naprawdę trudno
zaakceptować proces starzenia się. Ilu z nas chciałoby otrzymać w prezencie magiczny
obraz Doriana Graya?
O ile wielu ludziom udaje się jakoś pokonać lęk przed utratą fizycznych
atrybutów młodości, o tyle trudno pogodzić się z myślą o utracie zdrowia,
pamięci, zdolności intelektualnych. Rzadko myślę o starości. Rodzice, którzy są
około sześćdziesiątki, ciągle wydają mi się młodzi. Odpycham myśl o ich
starości. Jeszcze bardziej odpycham o swojej. A przecież ona przyjdzie. Chcę
tego, czy nie. I co wtedy? Czy będę czuła, że znikam ze świadomości wszystkich
naokoło, że w wiecznie młodym
społeczeństwie staję się po prostu niewidzialna? Czy obudzę się w pustym łóżku
z odciśniętą na poduszce głową osoby, która właśnie odeszła? Czy będę wzbudzać
litość, złość, czy śmiech? Czy będę zgorzkniała i złośliwa, czy pogodzona ze
śmiercią? Czy będę dla kogoś ciężarem? Czy utonę w świecie wspomnień zupełnie
nie wiedząc, co się dzieje wokół mnie?
Wszystkie te pytania sprowokował zbiór opowiadań Wbrew naturze, którego
motywem przewodnim jest właśnie przemijanie, starość, śmierć. Nie jest to
książka, którą czyta się jednym tchem. Czytałam ją długo, serwując sobie po
jednym opowiadaniu. Trudno mi je tak naprawdę ocenić, bo miałam wrażenie, że
nie wszyscy z siedemnastu autorów i autorek czuli się dobrze, pisząc na ten trudny
temat. Nie wszystkim udało się zbudować przekonujące portrety. Z perspektywy
czasu, widzę również, że nie pamiętam dokładnie, o czym dokładnie poszczególne
opowiadania traktowały. Krótko mówiąc nie powaliła mnie ta proza. Największą
wartość widzę w tym, że jednak zmusiła do myślenia o czymś, o czym na co dzień
myśleć nie chcę. Olbrzymią zaletą są również naprawdę dobre zdjęcia, które
wzmacniają przekaz każdego z opowiadań, a czasem powodują zadumę większą niż
one same.
Pisząc te słowa, plącze mi się po głowie natrętna myśl, że na wielu innych
osobach piszących o tej książce, wywarła ona o wiele większe wrażenie niż na
mnie. Może czytając, nie trafiłam po prostu w odpowiedni czas. Tak naprawdę
poruszyło mnie jedno opowiadanie – „Stary, starszy, trup” Hanny Samson, a zupełnie
zwaliło z nóg jego ostatnie zdanie:
„Po mamie został mi pies, dom z ogródkiem
do podziału z braćmi i świadomość, że już nikt nie oddziela mnie od śmierci”
(160).
Boję się tego czasu, gdy i mnie nic nie będzie od śmierci oddzielać.
Pani Samson trafiła w sedno. Wbrew naturze – nie chcę o śmierci i starości
myśleć. Wbrew kulturze – chyba powinnam się z nimi oswoić.
Za książkę dziękuję Wydawnictwu Amea.
"Wbrew naturze". Praca zbiorowa. Wydawnictwo Amea, 2010. 231 stron.
Autorzy:Aida Amer, Natalia Bobrowska, Agnieszka Drotkiewicz, Anna
Janko, Włodzimierz Kowalewski, Marcin Królik, Roman Lipczyński, Marta
Mizuro, Grażyna Plebanek, Beata Rudzińska, Zyta Rudzka, Hanna Samson,
Tomasz Sobieraj, Izabela Sowa, Joanna Stróżniak, Michał Sufin, Izabela
Szolc