Doszłam dziś do niezwykłego wniosku. Otóż stwierdziłam, że mam olbrzymie szczęście, bo urodziłam się w Europie. W zasadzie wniosek sam w sobie nie jest jakiś odkrywczy. Nasłuchałam się o Ameryce Południowej i jej problemach tyle, że powinnam całować ziemię, po której stąpam. Szukając uzupełniających materiałów do mojej pracy, trafiłam na dokument Rossa Kempa o gangu znanym jako Mara Salvatrucha 13. I o ile mój patriotyzm objawia się chyba tylko podczas bojów toczonych przez polskich siatkarzy, o tyle po obejrzeniu filmu mogę przyznać, że cieszę się, że wychowałam się w bezpiecznej Polsce.
O Mara Salvatrucha 13 wiedziałam do tej pory niewiele. Wiedziałam, że to gang panoszący się bez kompleksów w Ameryce Centralnej. Wiedziałam, że niektórzy łączą ich z kultem Szatana i Santa Muerte. Ostatnio, wyczytałam, że MS13 (bo tak również określa się gang) ma swoje początki w Los Angeles. Stworzyli go w latach osiemdziesiątych uciekinierzy z Salwadoru, którzy szukali lepszego życia niż to, które mogła im zaproponować ojczyzna pogrążona wwdy w wojnie domowej. W Los Angeles jednak znaleźli się w nieciekawej sytuacji. Stanęli w środku walk miejscowych grup przestępczych. Szybko zorientowali się, że mogą być silniejsi. Biali potrafili co najwyżej dźgnąć przeciwnika nożem. Uchodźcy z Salwadoru widzieli, jak w ich kraju strzela się do zwykłych ludzi seriami z karabinów, gwałci się kobiety, odcina się im głowy i kończyny. I postanowili wykorzystać te umiejętności do własnej obrony.
W ten oto sposób z grupy uchodźców przepoczwarzyli się w uznawany przez FBI za najgroźniejszy gang świata. Znani ze swojego okrucieństwa, opanowali całe Stany Zjednoczone, przenieśli się między innymi do Kanady, Meksyku Hondurasu a nawet do krajów europejskich (podobno).
Teraz słowo o panu Kempie. To laureat nagrody BAFTA, twórca czterech serii filmów dokumentalnych o gangach (w których to pojawia się również, niestety, akcent polski). Mężczyzna spędził tydzień w stolicy Salwadoru. W tym czasie odwiedził więzienie, towarzyszył operacji policyjnej mającej na celu schwytanie kilku przestępców (sam powiedział, że przypominała ona raczej przygotowania do inwazji na mały kraj), obserwował efekty działań gangów na ulicach. Co jednak uderzyło mnie najbardziej, to przedstawiona w dokumencie bezradność organów ścigania wobec bezsensownej wojny pomiędzy rywalizującymi ze sobą grupami. Kemp poznaje od środka życie członków MS13. Tak, rozumie jakim są zagrożeniem. Nie może jednak oprzeć się wrażeniu, że to przerażeni chłopcy z bronią.
Wstrząsnął mną też widok centrum stworzonego poza stolicą, w którym to kobiety z dwóch różnych gangów uczą się żyć na nowo. Czternaście kobiet. W jedynym takim ośrodku w Ameryce Centralnej. Opowiadają o tym jak zabijały. Jak w ramach inicjacji były kopane przez kobiety i mężczyzn, musiały zabić przeciwnika lub były gwałcone przez kilku (kilkunastu?) mężczyzn. Tak zdobywały szacunek. Kempa poprosiły tylko o jedno. O podkład, którym mogłyby zatuszować wytatuowane w symbole gangów twarze. Tylko ich ukrycie może pomóc im przeżyć.
Warto również obejrzeć odcinek o Salwadorze, by zobaczyć w jaki sposób członkowie Mary przyjęli Kempa. Wydaje się, że nie może on uwierzyć, że ci przemili dla niego ludzie mogą być powiązani ze światem przestępczym. Sama ciągle musiałam sobie stale przypominać, że to mordercy i gwałciciele. Kemp zastanawia się jak mogło dojść do powstania MS13. I co można zrobić by cały problem rozwiązać.
Na koniec powiem, że różowo to w Salwadorze nie jest. Dodam też, że obejrzałam jeszcze odcinek dotyczący Polski. Przyznam, że Kemp mógł czuć się chyba bardziej zagrożony wśród polskich „kibiców” piłki nożnej, niż w tym malutkim kraju Ameryki Środkowej w otoczeniu najgroźniejszych, bezkarnych przestępców.