Panie i Panowie, listopad mamy pełną gębą, co oznacza że wszystko dzieje się inaczej niż dziać się powinno. Zamiast zieleni – szaroburość, zamiast energii – senność, zamiast długich wieczorów z książką – długie wieczory w pracy. Na dodatek komuś się coś najwyraźniej poplątało i postanowił pozbawić mnie wolnego długiego weekendu, ustalając zjazd na studiach zaocznych na 12-13 listopada. Brawo. W konsekwencji tegoż ustalenia zamiast się relaksować, przygotowuję się do zajęć. Swoją drogą, ciekawe ilu studentów i studentek się na nich pojawi… No dobra, etap użalania się nad sobą możemy uznać za tymczasowo zamknięty, a teraz do rzeczy. Bo proszę ja was, wróciłam do świata Krwawych Anne Bishop, i choć tym razem było trochę inaczej niż podczas pierwszej wizyty, to nadal mi się ta wycieczka podobała.
Serce Kaeleer, czyli Księga IV, to właściwie zbiór opowiadań, dłuższych bądź krótszych, które Trylogię Czarnych Kamieni uzupełniają. Miłośniczki uniesień miłosnych odnajdą tu płomienną historię miłości potężnego księcia Lucivara Yaslany i Marian, kobitki charakternej lecz stojącej od niego o wiele niżej w hierarchii Krwawych. Krótko mówiąc, mamy tu do czynienia z mezaliansem jak się patrzy, ale od czego są przeszkody na drodze miłości, jeśli nie od tego by je pokonywać? Seksu również nie braknie, a seks z Księciem Wojowników to, jak się okazuje, nie byle co. Schematy te przyprawione są szczyptą humoru i dzięki temu opowiadanie zyskuje trochę świeżości. Inna opowieść dotyczy zamierzchłej przeszłości Saetana – ojca, który z rozpaczy po utracie dziecka potrafi unicestwić spory kawał świata. No dobra, sporo to opowiadanie wyjaśnia, ale jakoś mnie szczególnie nie urzekło. Ostatnia historia dotyczy zaś podchodów miłosnych samej Jeanelle i Demona de Sadi po wydarzeniach opisanych w trylogii. On chce, ale się boi, że ona nie odzyskała jeszcze sił. Ona myśli, że on nie chce, bo przestała go kręcić. A na dodatek wszędzie naokoło wirują plotki, zagrażające ich związkowi. Czy uda się to wszystko rozsupłać? I co się tak naprawdę stało z kamieniem i mocą Jeannelle? Chcecie wiedzieć? Czytajcie.
W Splątanych Sieciach na pierwszy plan wysuwa się jedna z moich ulubionych postaci kobiecych, Surreal, była zabójczyni i ekskluzywna dziwka w jednej osobie, zaopatrzona w ostry nóż, jeszcze ostrzejszy język, i wyjątkowo mocno rozwinięte poczucie sprawiedliwości. Wraz z Rainierem, byłym nauczycielem tańca Jeanelle, udaje się na zaproszenie Jeanelle i Marian, do tworzonego przez nie Domu Strachów, lunaparkowego tworu, mającego pokazać zwykłym ludziom kim tak naprawdę są Krwawi. Okazuje się jednak, że zaproszenie wcale nie pochodziło od Jeanelle, a Dom Strachów wcale nie jest jej dziełem. Jest za to krwawą pułapką, pełną zaklęć utkanych przez Czarne Wdowy, z której na pozór nie sposób się wydostać. Fabuła to właściwie literacka wariacja na temat filmowych thrillerów z gatunku Cube – Surreal i Rainier stają przed koniecznością rozwiązania koszmarnej zagadki, a grupka plebejskich dzieci, plączących im się pod nogami tego nie ułatwia. I znowu, podoba mi się ta zabawa konwencjami popkultury w wykonaniu autorki. Podoba mi się również postać popularnego pisarza, odpowiedzialnego za cały ten koszmar, tworzącego sensacyjne powieści o świecie Krwawych, o którym ma zaledwie blade pojęcie. Słaby to pisarzyna, zaledwie rzemieślnik aspirujący do wielkości, twórca podrzędnych czytadeł z przerośniętym ego. Trochę autoironii w wykonaniu Anne Bishop dodaje temu tomowi smaku i raz jeszcze podkreśla jej poczucie humoru.
Oba tomy czytałam z dużą przyjemnością, choć raczej bez otwartych z zachwytu ust. Stopień wciągnięcia, jak to określa Seremity, jest nadal bardzo wysoki. Anne Bishop ma po prostu lekkie pióro i przyjemnie się czyta jej pisane z rozmachem opowieści. Krótko mówiąc, na kolana nie padłam, ale bawiłam się świetnie. Mogłabym się może czepiać, że pisane na fali sukcesu książki są trochę zapchajdziurami, że wiadomo było, że dobrze się sprzedadzą, więc trzeba było wykorzystać okazję. Tylko po co, skoro tak dobrze się bawiłam? Poza tym naprawdę podoba mi się fakt, że Anne Bishop nie nadmuchała do granic możliwości historii opisanej w trylogii, że było w niej dokładnie tyle wątków, ile trzeba, by skonstruować zamkniętą całość. Reszta jej opowieści to historie spisane na marginesie, który spokojnie można zignorować. Tak, można. Tylko, że mi się te marginesy podobają i kropka. Na pewno sięgnę po kolejne tomy, co i Wam szczerze polecam.
Anne Bishop. Serce Kaeleer. Tłum. Monika Wyrwas-Wiśniewska. Wydawnictwo Initium. Kraków, 2010. 398 stron.
Anne Bishop. Splątane sieci. Tłum. Monika Wyrwas-Wiśniewska. Wydawnictwo Initium. Kraków 2010. 300 stron.