Nałogi? Owszem, posiadam. Palę stanowczo za dużo. Kawy też podobno za dużo piję. Czekolady za dużo spożywam. Za dużo wydaję na buty. I na książki też. A teraz jeszcze zarywam noce, bo nie mogę się powstrzymać od przeczytania jeszcze tylko paru akapitów, tylko jednej strony, tylko jednego rozdziału… Już po recenzjach na wielu blogach i po wysłuchaniu entuzjastycznych „ochów” ulubionych Czytających Koleżanek oraz nieco mniej wylewnych, lecz równie wymownych, pomruków Jedynego Męża wiedziałam, że cykl kryminałów Jo Nesbo o Harrym Hole prawdopodobnie trafi w moje gusta. I trafił. Trafił i zatopił. Wolne chwile lutego minęły jak z bicza trzasnął. Połykałam tom za tomem, zwinięta w kłębek pod kocem, w wannie, na dyżurze na uczelni (wszystkim studentom, którzy na niego nie przyszli jestem niewymownie wdzięczna), a także podczas przypalania obiadu. Fakt, proza Nesbo jest uzależniająca. Na szczęście mniej wyniszcza organizm niż inne używki. Podkrążone oczy po nieprzespanej nocy można zawsze zamalować.
Zaczęło się od tego, że zaintrygował mnie Harry Hole. Policjant, wyposażony w 193cm wzrostu, krótkie blond włosy, oraz zmęczoną twarz. Odziany w martensy, T-shirty z nadrukami zespołów muzycznych, do których i ja czuję sentyment, przejawiający chroniczną niechęć do garniturów. Ilość wypalanych przez niego papierosów jest bardzo politycznie niepoprawna, ilość wypijanego alkoholu jeszcze bardziej. Harry Hole to pijak, samotnik, i romantyk, wypinający się na wszelkie zasady, konwenanse i inne takie duperele. Twardy i jednocześnie wrażliwy. Cyniczny, zamknięty w sobie, z mocno rozwiniętym poczuciem sprawiedliwości. Balansujący na krawędzi, bo nie zawsze mu po drodze z prawem. A potem rzuciłam okiem na zdjęcie autora i od tej pory Harry Hole ma dla mnie twarz Jo Nesbo. Bardzo przystojną twarz. Nie mogę się więc powstrzymać od zamieszczenia tu kilku zdjęć autora…
Sam Harry Hole, choć niebezpiecznie interesujący, nie jest jedynym składnikiem tej mieszanki odurzającej, od której trudno mi się było oderwać. Kryminaly Jo Nesbo mają swój własny, mroczny, nieco depresyjny klimat. Większość postaci jest dość mocno poharatana i poobijana przez życie. Traumy z dzieciństwa, nieudane związki, rezerwa w stosunku do innych to ich codzienność. A jeśli coś wygląda zbyt różowo i ładnie na zewnątrz, to w dziewięćdziesięciu dziewięciu przypadkach na sto jest to tylko zewnętrzna powłoka, jak czysta kołderka, pod którą kryją się rzeczy bardzo, bardzo brzydkie. Zaglądając pod kołderkę możemy znaleźć każdego: polityka, gwiazdę mediów, lekarza, policjanta – ludzi powszechnie poważanych, w dobrze skrojonych garniturach i czystych skarpetkach. A że nogi w skarpetkach brudne, tego na pierwszy rzut oka nie widać.
Chociaż największe wrażenie wywarło na mnie Czerwone gardło (może dlatego, że nie wiedziałam jeszcze do końca, czego się spodziewać), to muszę przyznać, że wszystkie powieści cyklu, które miałam przyjemność pochłonąć, są misternie skonstruowane. Nesbo wodzi czytelnika za nos, podsuwając pierwsze rozwiązania zagadki, tylko po to, by za chwilę mnożyć wątpliwości. Morderca nigdy nie jest tym, na kogo wskazują poszlaki, a przestępstwa nie są domeną ludzi z gruntu „złych”, potworów niezdolnych do ludzkich odruchów. Są raczej skutkiem traumatycznych przeżyć, połączonych ze specyficznym, skrajnym typem osobowości. Granica między tym co zdrowe, a tym co chore, tym co naturalne, a tym co wynaturzone wydaje się więc niebezpiecznie płynna. Niepokojąca jest myśl, że uśmiechnięty sąsiad może okazać się seryjnym mordercą, i że tak wiele brudu może się kryć za fasadą perfekcyjnie posprzątanego mieszkania. Jeszcze bardziej niepokoi fakt, że ujęcie przestępcy nigdy nie jest ostatecznym tryumfem. Owszem udało się tym razem, ale to tylko wierzchołek góry lodowej, a cena i tak była wysoka. Sam Harry Hole poczucia tryumfu nie ma nigdy, ma za to nieustanną świadomość, że znowu się spóźnił. Nie ma siły, która powstrzymałaby rozwój przestępczości, tak jak nie ma siły, która ograniczyłaby ludzką chciwość. Policja może tylko sprzątać, niebyt gruntownie sprzątać, zamiatając wiele śmieci pod dywan.
Nesbo dobrze operuje słowem. Zwięźle, precyzyjnie, bez zbędnych ozdobników. Jego styl jest dość surowy, a jednocześnie plastyczny i dynamiczny, powiedziałabym filmowy. Często mamy do czynienia z krótkimi scenami, czy migawkami, oddalonymi od siebie w czasie i przestrzeni, które aż się proszą by przenieść je na duży ekran. Dobrze by się tę prozę filmowało, mam wrażenie. Plotka głosi, że prawa do Pierwszego śniegu (pozycja numer 2 w moim prywatnym rankingu) zakupiła firma producencka związana z braćmi Coen. Jeśli tak, to chyba jest na co czekać.
Refleksje pod wpływem następujących substancji odurzających. Oddziaływanie tych, oznaczonych jako ‘x’, nie zostało jeszcze przetestowane.