“Kosogłos” to ostatnia część trylogii Suzanne Collins, która, jak już wspominałam pisząc o poprzednich częściach, poświęcona jest raczej dramatycznym losom nastoletniej Katniss Everdeen, która, pomimo młodego wieku, przeżyła już naprawdę sporo. Wystarczy wspomnieć, że miała potężnego pecha i w Igrzyskach uczestniczyła dwa lata z rzędu.
Katniss musi szybko dorosnąć. Tak, to prawda, że już wcześniej wydawała się być jedyną odpowiedzialną osobą w swoim otoczeniu. Teraz jednak musi stanąć na czele rewolucji, stać się jej symbolem. Stać się Kosogłosem. Oczami dziewczyny widzimy, że rewolucja bez transmisji telewizyjnych nie ma prawa się wydarzyć. Buntownicy wykorzystują metody stosowane wcześniej przez brutalne władze Kapitolu. Katniss nie może być tylko dziewczyną z łukiem: jej blizny muszą zostać zamaskowane przez specjalistów, stroje podkreślają jej charakter, broń nie tylko niesie śmierć, ale też prezentuje się efektownie. Rebelia, żeby się sprzedać, musi być ładna.
W “Kosogłosie” dowiadujemy się, że życie zwycięzców igrzysk wcale nie jest godne pozazdroszczenia. Owszem, mieszkają sobie w specjalnie przygotowanych dla nich domach, raczej nie głodują. Niewiele osób w Panem zdaje sobie jednak sprawę, że prezydent Snow na wszystkie obrzydliwe sposoby wykorzystuje byłych uczestników igrzysk do realizacji swoich planów. Oczywiście, niektórzy próbowali mu się przeciwstawiać. Snow potrafił szybko rozwiązać ten problem. Wystarczy przecież wykończyć potencjalnemu buntownikowi wszystkich bliskich i pozostawić mu jedynie egzystowanie w samotności i rozpaczy. Całkiem niezły sposób na zagwarantowanie sobie uległości i posłuszeństwa.
Cieszy mnie to, że Collins nie decyduje się na eksploatowanie wątku miłosnego. Owszem, możliwe, że mamy tu nieco więcej rozmyślań o związkach i uczuciach, pozostają jednak, według mnie, na dalszym planie. Katniss trochę się gubi, tu kogoś pocałuje, tam trochę się załamie i sama nie do końca wie, jakie emocje nią kierują. Jednocześnie warto podkreślić, że relacje międzyludzkie są u Collins ważne, ale też skomplikowane. Bo Katniss nie jest tylko obiektem uczuć dwóch chłopaków. Jest starszą siostrą, córką, przyjaciółką byłego “wroga”, inspiracją dla innych. I w każdej z tych ról próbuje sprostać, co nie zawsze jest łatwe.
Collins w “Kosogłosie” niewątpliwie pokazuje też jak blisko jest od walki o wolność, wyzwolenie spod tyranii do przejęcia roli tego jedynego i nieomylnego władcy. Istnieje ryzyko, że bunt społeczności, która szczerze w niego wierzy, może okazać się jedynie narzędziem i sposobem na wyrwanie władzy z rąk przeciwnika.
Na koniec powiem tylko, że trylogię Collins czyta się naprawdę nieźle. Podoba mi się, to, że jednak nie wszystko kończy się dobrze, że nie ma tam za wiele lukru. Cykl pewnie nie spodoba się wszystkim, ale ja nie mogłam się od niego oderwać. Przyznam też, że po odłożeniu “Kosogłosa” zrobiło mi się wyjątkowo smutno. Bo chyba jednak ta nastolatka tkwiąca głęboko w mnie, liczyła na takie proste: “I żyli długo i szczęśliwie”.