Oglądając ostatnio kolejne odcinki “True Blood” (w zasadzie nawet sama sobie nie jestem w stanie wytłumaczyć, dlaczego dalej to robię), uśmiechnęłam się pod nosem słysząc jednego z bohaterów wznoszącego modły do Santa Muerte. Przypomniały mi się i męczarnie, i frajda, które towarzyszyły mi podczas pisania pracy na jej temat. W polskiej prasie informacje dotyczące fenomenu pojawiają się dość rzadko, o jego popularności może jednak świadczyć fakt, że popkultura pełna jest obrazów inspirowanych tym kultem.
Rytuał poświęcony Santa Muerte w “Czasie odkupienia”.
Nie będę ukrywać, że fenomen w filmach i serialach przedstawiany jest raczej jednostronnie. Podobnie było chyba z voodoo, które dzięki amerykańskim produkcjom funkcjonuje w świadomości społecznej jako krwawe czary-mary. Twórcy koncentrują się na mrocznej stronie kultu, wiążącej się z krwawymi ofiarami ze zwierząt, prostytucją, porwaniami i innymi występkami. Doskonale widać to zarówno w filmie “Człowiek w ogniu” Tony’ego Scotta, jak i w “Czasie odkupienia” Drora Sorefa. Bohaterowie pozytywni czczą Boga i Matkę Boską, czarne charaktery oddają się we władanie Świętej Śmierci, wiązanej z szatańskimi mocami. Świat jest tylko dwukolorowy, nie ma w nim miejsca na odcienie szarości. Idealnym przykładem takiego sposobu postrzegania kultu jest chyba meksykańska produkcja “La Santa Muerte” Paco del Toro. Bez większego zastanowienia mogę przyznać, że to oficjalnie jeden z najgorszych filmów jakie w życiu widziałam. Można znaleźć tam wszystko! Jest diaboliczna muzyka, straszna gra aktorska, plastikowe dialogi o walce dobra ze złem, propaganda w niemal każdej scenie i (mój osobisty faworyt) promienie światłą spływające na chorą dziewczynkę, podczas gdy nawróceni na jedyną słuszną drogę rodzice modlą się o jej zdrowie. Może da się to obejrzeć z większą przyjemnością, jeśli obok stoi butelka tequili.
Przykład kaplicy Santa Muerte w “Breaking Bad”.
Ciekawy jest fakt, że motyw związany z Santa Muerte pojawia się w jednych z najbardziej popularnych seriali ostatnich lat, takich jak “Dexter”, “Breaking Bad” i, ostatnio, “True Blood”. O ile twórcy “Dextera” jednostronnie wiążą kult z handlem narkotykami i rytualnymi mordami (których, według moich badań, nie popełnia się w rzeczywistości specjalnie wiele i jest to raczej sprawa marginalna), o tyle pierwsza scena trzeciego sezonu “Breaking Bad” skupia się na przedstawieniu różnorodności i jedności występujących wśród wyznawców Santa Muerte. Tak, we wszystkich produkcjach łatwo zaobserwować różnorodne ołtarze dedykowane “wyklętej świętej”, obrazki z jej podobizną, świece, itd. “Breaking Bad” daje nam więcej. Pokazuje, na przykład, pewnego rodzaju pielgrzymkę, w której, owszem, uczestniczą przestępcy, ale też zwyczajni ludzie, kobiety i mężczyźni, którzy na czas modlitwy stają się wspólnotą a różnice pomiędzy nimi na chwilę znikają. To dość zabawne, ale, według mnie, właśnie ta krótka, kilkuminutowa scena otwierająca odcinek mówi więcej o kulcie i jego wyznawcach niż wszystkie wymienione przeze mnie wcześniej filmy i seriale razem.
Na pożegnanie: but 🙂
Santa Muerte staje się modna. Świadczy o tym nie tylko fakt, że twórcy sięgają po jej wizerunek w celu uatrakcyjnienia snutych przez siebie opowieści. Jej postać pojawia się wszędzie: na zapałkach, które dostałam w prezencie z Meksyku, na koszulkach, na butach znanych marek i wzorach tatuaży, które tracą już rytualne znaczenie (bo jakoś nie wydaje mi się, że Roma Gąsiorowska z oddaniem czci środkowoamerykańskie bóstwo). Święta Śmierć zdecydowanie na siebie zarabia. I robi to w wyjątkowo ciekawy sposób.