Bianka, Fifka, Navka czyli trochę prywaty z okazji Dnia Kota.

W rodzinie Grendelli i Milvanny było sporo zwierząt. Był pies, był chomik, nielegalna hodowla biedronek, kanarek. Jednak dopiero, kiedy w domu pojawił się kot, okazało się, że wszyscy potrzebujemy zwierzchnika. A któż lepiej nadaje się do tej roli niż kot? A w naszym przypadku: kotka. Z okazji Dnia Kota (który w naszym rankingu wygrywa nawet z Dniem Pizzy) postanowiłyśmy przybliżyć Wam Kotki, które odmieniły nasze postrzeganie świata.

Na początku była Bianka.

Pierwsza kotka w rodzinie. Obiecana Milvannie, kiedy była mała, wybrana przez obie siostry, przyniesiona od koleżanki Grendelli. Przez 11 lat olśniewała gracją. Zdecydowanie pochodziła z jakiejś szlacheckiej rodziny, choć możliwe, że była to raczej “szlachta gołota”. Przez niektórych nazywana “Mój Sokole”. Rodzinny tata, który najbardziej opierał się kociej władzy, próbował trenować z nią sporty ekstremalne (znane pod nazwą “hopka”) i, ku przerażeniu rodziny, dzielił się z nią prywatnym talerzem. Kiedyś, obrażona na Grendellę za wyjechanie na studia, skoczyła jej w nocy na głowę. Cechowała się wyjątkowo dużą ilością sierści, co, według mamy, tłumaczyło jej wagę. Uwielbiała wędrówki po regałach i drzewach. I łapanie domowników za stopy, kiedy rano przechodzili korytarzem do łazienki. Wakacje chętnie spędzała w swojej wiejskiej posiadłości, gdzie nawet upolowała mysz. Niestety, po długiej walce z chorobą, trafiła do Krainy Wiecznych Łowów.

W międzyczasie do rodziny dołączyła Fifka.

Kiedyś próbowała bezskutecznie zaprzyjaźnić się z Bianką. Do grendellowego domu trafiła, kiedy miała ok. 1,5 roku. Przy okazji okazało się, że mąż Grendelli również jest zwolennikiem kociego reżimu. Jako najmilsza kotka na świecie, uwielbiana przez wszystkich. Kiedy nie chciała, żeby ktoś ją tarmosił, nie uciekała, tylko udawała, że spadła z kolan. Znana z tego, że umiała biegać po ścianach. Podejrzewana o zjedzenie chomika sąsiadów. Hobbistycznie uprawiała tak zwaną ”wspinaczkę szafową”. Wydawała się dość nieporadna. Zmyliła nas wszystkich. Wybrała życie na wolności. Choć nikt nie podejrzewał jej o bycie sprytną kotką (prosimy, przyjrzyjcie się zdjęciu), już 4 lata świetnie radzi sobie na wolności. Czasem jest widywana przez Milvannę. Wygląda jak rasowy przywódca.

Na krótko przed ucieczką Fifki, trafiła do nas Navka, która czasami pomagała Grendelli i Milvanie w prowadzeniu bloga.

Nazwana tak na cześć łyżwiarki figurowej. Efekt kampanii prowadzonej przez Milvannę i tatę podczas żałoby po Biance. Bardzo przytulna. Znana z bycia mało kocią kotką. “Ćwierkała”, nie radziła sobie ze spadaniem na cztery łapy. Ale mruczała jak traktor. Ornitolog amator – chętnie obserwowała ptaki i próbowała się z nimi komunikować. Wyjątkowo uwielbiała rodzinną babcię. Szczególnie interesowała ją siatkówka, książki oraz jedzenie marchewek i nitek. Sportowiec – lubiła biegać bez żadnego celu. Choć fascynowały ją polowania, nigdy nie udało jej się złapać nawet muchy. Skutecznie wyeliminowała z mieszkania wszystkie kwiaty, które były w jej zasięgu. Dbała o linię, przez co ciągle wyglądała jak mały kociak. Niestety, w lipcu w dość dramatycznych okolicznościach dołączyła do Bianki. W rodzinnym domu Grendelli i Milvanny temat Navki do tej pory jest nieczęsto poruszany.

Choć obecnie nie podlegamy żadnemu kotu, nie wyobrażamy sobie świata bez nich. Pomimo, że powodują alergie (przypadek Grendelli i mamy), trochę psują mieszkanie i sprawiają, że musimy im podporządkować swoje życie, wynagradzają wiele tym swoim mruczeniem i przytulaniem. Nawet jeżeli uniemożliwiają czytanie. No cóż, chyba obie z Grendellą zgodzimy się, że dom bez kota, to nie do końca dom.