Ludzki superbohater czyli “Iron Man 3”.

Nie da się ukryć, trochę zaniedbałam naszego bloga. Marnotrawna ze mnie siostra, to prawda. Do tego miałam pisać o książce, która przeczytałam już jakiś czas temu, opowiedziałam o niej wszystkim wokół, nazachwycałam się, i co? Ano jakieś ciemności opanowały stolicę, więc postanowiłam sięgnąć po coś zgoła lżejszego i bardziej radosnego. Panie i Panowie, czas na kilka okrzyków zachwytu nad kolejnym „Iron Manem”.

Dla jasności wyjaśnię, że nie znam komiksów Marvela (w zasadzie nie znam żadnych komiksów), więc do filmu podchodzę bez większych oczekiwań i nie porównuję efektu końcowego z pierwowzorem. Trochę kłamię, bo oczekiwania miałam jednak ogromne. Cóż poradzę, że Tony Stark aka Iron Man (znany również podobno jako Robert Downey Jr.) to chyba mój ulubiony superbohater z filmów Marvela i, niestety, nie jestem odporna na jego urok, dowcip i ogólną cudowność. W kinie tupałam więc nóżkami z ekscytacji i czekałam na kawałek znakomitej rozrywki. Nie zawiodłam się.

Film ma wszystko, czym powinna cechować się każda porządna produkcja o suberbohaterach, czyli: superbohatera, czarny charakter, piękne panie, wybuchy, nienawiść, miłość i zemstę. Dodatkowo, są tu elementy, za które tak bardzo lubię filmy Marvela i których nie brakuje na pewno we wcześniejszych historiach o Tonym Starku, czyli przede wszystkim świetne poczucie humoru i doskonałe one-linery. Co więcej, akcja toczy się po wydarzeniach, które miały miejsce w „Avengersach”. Świetnie, że Tony ciągle o nich pamięta i odcisnęły na nim ślad. Świetnie dla nas, nie dla niego. Bezsenność i ataki paniki, które go nękają nie należą raczej do największych przyjemności w życiu. Okazuje się, że ratujący świat Iron Man to tylko człowiek. Majętny, charyzmatyczny i diabelnie inteligentny, ale tylko człowiek. Nordyccy bogowie, inne światy i nowojorska demolka chyba trochę go złamały. Zaniedbuje ukochaną Pepper (w tej roli po raz kolejny Gwyneth Paltrow), ciągle pracuje i udoskonala swoje zbroje. Daje nam to zresztą kilka przezabawnych scen. No i oczywiście musi stawić czoło niebezpiecznemu przeciwnikowi. Jak mu to wychodzi, nietrudno się domyśleć. Warto jednak zaznaczyć, że zakończenie może zaskoczyć. Sama zastanawiam się, co będzie dalej.

Przyznam, że nie jestem fanką Pepper i uważam, że pomiędzy głównym bohaterem a nią nie ma chemii, pasji, nawet niewielkiej iskry. Rozbroił mnie mały Harley (Ty Simpkins) sprytnie manipulujący Tonym. Lubię relację bohatera z Rhodesem (Don Cheadle), znanym teraz jako Iron Patriot. Świetny był natomiast Ben Kingsley jako Mandaryn, twarz serii spektakularnych zamachów, najgroźniejszy z groźnych. Scenę z nim, RDJ i Cheadlem uważam za jedną z lepszych w filmie. Niebezpiecznie zbliżam się do pisania o scenach, które za wiele zdradzają, nie chce psuć zabawy innym (w tym Grendelli, która musi obejrzeć w końcu wszystkie części), więc tu się zatrzymam.

Idąc na „Iron Mana” nie oczekiwałam psychologicznej głębi, przemyśleń na temat miejsca człowieka na ziemi czy jakiegoś oczyszczenia. Chciałam zobaczyć fantastycznego Roberta, który w zasadzie tworzy ten film. Czekałam na porządną, inteligentną rozrywkę, a trzecia część przygód Iron Mana całkowicie zaspokoiła moje potrzeby.