Wakacyjnym skrótem, czyli o nadrabianiu zaległości w czytaniu

Grendella jest w trybie mocno wakacyjnym. Najpierw wyjechała w głuszę. Potem odwiedziła Milvannę w stolicy. I choć Milvanna jest już po urlopie, to fajnie było – rozpływałyśmy się w tramwaju, piłyśmy mrożoną kawę i zimne piwo, skoczyłyśmy nad Wisłę, przeżyłyśmy inwazję komarów na Wilanowie (serio, nawet w głuszy tyle ich nie ma), jeździłyśmy na rowerach, żywiłyśmy się tajskim curry, bliskowschodnim falafelem i pizzą, i oglądałyśmy Teen Wolfa (choć Grendella raczej do docelowej grupy wiekowej bardzo już nie należy). A jak Milvanna musiała iść, żeby zarabiać na chleb i żółty ser, to Grendella bardzo miło spędzała czas w BUW-ie – co się naczytała i napisała to jej. A potem znowu wyjechała w głuszę – bez telefonów komorkówych i internetów. I tak niepostrzeżenie minął miesiąc.

W głuszy Grendella czytała, i owszem, sięgając na początek po książki znane, lubiane, i przez wielu opisane, więc dzisiaj w wakacyjnym skrócie o paru pozycjach, których jeśli jeszcze nie czytaliście, to pewnie o nich słyszeliście.

Raz na jakiś czas, jak każdy nałogowy czytacz, funduję sobie powtórkę z rozrywki. Tym razem, stanęło na całym cyklu wiedźmińskim. Rozwodzić się nie będę, ograniczę się tylko do stwierdzenia, że nadal uważam, że Sapkowski stworzył coś czego podrobić się nie da, i jeśli ktoś go jeszcze nie czytał (z przekory chociażby), to przeczytać powinien. Ot, tak, żeby wiedzieć, o co chodzi. Żeby klasykę znać. A może i zakochać w Geralcie, Regisie, czy Jaskrze. Albo w Yennefer. Ewentualnie zawsze można przeczytać i się nie zachwycić – założę się, że po mocno negatywnej recenzji liczba hejterów i  słupki statystyk poszybują w górę ;).

Potem, już nie w ramach powtórek, sięgnęłam po Azazela Borysa Akunina. Akuninowi udało się stworzyć przekonującą powieść detektywistyczną w stylu retro. Rzecz dzieje się w carskiej Rosji, odmalowanej z dbałością o szczegóły społeczno-obyczajowe, humorem i nutką nostalgii. Są tu płonące rumieńcem nobliwe dziewice i niebezpieczna femme fatale, przywiązani do litery prawa urzędnicy i zadziorni utracjusze, skłonni i do bitki i do wypitki. Są salony arystokratów i jaskinie rozpusty, szerokie moskiewskie ulice i zaułki pełne zakapiorów. Główny bohaterem zaś jest Erast Fandorin, dwudziestoletni policjant niskiej rangi bez grosza przy duszy, którego kariera w policji zaczyna się dość przypadkowo, młodzieniec momentami naiwny, jednak obdarzony intuicją, talentem dedukcji, oraz skłonnością do pakowania się w kłopoty. To on, w przeciwieństwie do swoich zwierzchników, w samobójstwie bogatego studenta, dopatruje się drugiego dna, a intuicja prowadzi go do sierocińców prowadzonych przez dystyngowaną angielkę, lady Astair, skąd w poszukiwaniu prawdy rusza do Londynu. Nie brakuje zwrotów akcji, mylnych tropów, ukłonów w stronę klasyki powieści detektywistycznej, gry konwencjami gatunku i zabawy stylem. Fajna, lekka książka, niekoniecznie na wakacje – świetny początek cyklu, do którego bez cienia wątpliwości wrócę.

W końcu, zanurzyłam się w świecie wykreowanym przez Małgorzatę Gutowską Adamczyk w trzech tomach Cukierni pod Amorem – cyklu, który ma szansę, by łączyć pokolenia, bo najpierw pochłonęła go mama, potem ja, a pewnie i Milvanna kiedyś po niego sięgnie. Rozważałyśmy też podsunięcie go naszej rozczytanej babci, ale chyba przerosłoby ją pomieszanie planów czasowych i ilość wątków – akcja, dotycząca przeplatających się losów trzech rodzin, lawiruje pomiędzy współczesnością, końcem XIX wieku, międzywojniem, wojną i czasami powojennymi. Tak, dla ponad dziewięćdziesięcioletniej babci może być tego trochę za dużo… Dla mnie było w sam raz. Opowieść osnuta jest wokół zagadki dotyczącej losów starego pierścienia odnalezionego na palcu nieznanej kobiety podczas wykopalisk na Gutowskim rynku. Jednak to nie ta zagadka była dla mnie najistotniejsza. Oczarowało mnie z jaką łatwością autorka stworzyła świetną sagę rodzinną zanurzoną głęboko w rodzimej historii – taką, w której dziewiętnastowieczne włościanki jeżdżą do wód, by uciec od narzuconych wbrew ich woli obowiązkom małżeńskich, w której płomienne romanse kończą się niechcianą ciążą, w której namiętność przeplata się z prozą trudnego życia. Podobały mi się również wizerunki kobiet – kobiet twardych i miękkich, zwiewnych i twardo ciosanych, uległych i buntowniczych – to one są dla mnie zbiorowym bohaterem tych powieści. Jedne ulegają namiętnościom, inne wiedzą czego chcą, jeszcze inne dostosowuję się po prostu do czasów w których przyszło im żyć. Całość jest lekko nostalgiczna, choć nie sentymentalna, słodka, choć nie przesłodzona. Jeśli chodzi o mnie, strzał w dziesiątkę.