“Zaczarowane życie” Diany Wynne Jones, czyli Harry Potter to nie wszystko

Gdyby nie wyzwanie czytelnicze, zaproponowane przez Rusty Angel z Fangirl’s Guide to the Galaxy, byłabym jedynie mgliście świadoma, że w literaturze dla dzieci i młodzieży istnieje i ma się całkiem nieźle magiczny świat zamieszkany przez czarowników i czarownice, nekromantów i dostawców tajemniczych ingrediencji, inny niż ten wykreowany blisko 20 lat później przez J.K. Rowling w serii o Harrym Potterze. Po przeczytaniu Zaczarowanego życia, pierwszego tomu z cyklu Światy Chrestomanciego Diany Wynne Jones, wydanego w Polsce przez Wydawnictwo Amber na fali sukcesu HP właśnie, wiem już, że chcę ten świat poznać dokładniej. Bo trochę szkoda, że podczas gdy książki J.K. Rowling czytają miliony, o Dianie Wynne Jones słyszało o wiele mniej osób.

Nie wiem, jak wam, ale mnie pani Diana Wynne Jones kojarzy się z dobrą czarownicą. Taką, która dba o pokaleczone zwierzaki i skrzywdzone dzieci. I o dorosłych z jesienną deprechą też.

Pewne analogie do Harry’ego Pottera nasuwają się same. Mamy tu dwójkę osieroconych dzieciaków, uczących się magii w zaklętym zamku. Mamy potężnego czarodzieja, Chrestomanciego, którego imienia nie wolno wymawiać, choć bynajmniej nie jest on wcieleniem wszelkiego zła i ma zabawne upodobanie do przemykania w ekscentrycznych szlafrokach. Magia miesza się tu z przyziemną rzeczywistością, a obdarzone czarodziejską aurą dzieciaki mierzą swoje siły na zaklęcia, które bywają zabawne, dowcipne, lecz również niebezpieczne i okrutne. Mimo że przeczytałam dopiero pierwszą część tego cyklu, trudno mi oprzeć się wrażeniu, że J.K. Rowling zaczytywała się opowieścią Diany Wynne Jones w dzieciństwie, że przesiąkła nią do szpiku kości, i że przetworzyła jej elementy, świadomie bądź nie, na swój własny sposób. Pewne motywy rzeczywiście są podobne, ale tak to już jest z książkami, które oddziałują na wyobraźnię. Nie dziwi mnie, że autorzy inspirują się Tolkienem czy C.S. Lewisem. I nie dziwi mnie, że inspirują się Dianą Wynne Jones. Taką siłę ma klasyka każdego gatunku na wysokim poziomie. I tą klasykę warto polskiej dziatwie przybliżyć, bo jakoś tak, trochę nieszczęśliwie, przeszła zbyt słabo zauważona.

Fabuła Zaczarowanego życia koncentruje się wokół Gwendoliny, która jest czarownicą niezmiernie utalentowaną, pełną pychy i samouwielbienia oraz nieprzeciętnie złośliwą, i jej młodszego brata, Eryka, zwanego Kotem. Czemu Kotem? A tego nie powiem, bo to bardzo ważna rzecz – zasznurowałam usta i basta. Gwendolina ma prawdziwie paskudny charakter i po przybyciu na zamek Chrestomanciego, zamiast pokornie uczyć się czarów i arytmetyki, robi wiele, by uprzykrzyć życie wszystkim naokoło, nie wyłączając z tego kręgu własnego brata. Jej magiczne popisy są na przemian źródłem grozy (dostosowanej oczywiście do poziomu małoletnich odbiorców) i humoru; zdarza jej się zarówno sprowadzać na świat przerażające zjawy jak i uatrakcyjniać nudnawe niedzielne msze:

Jeden ze świętych na witrażowych oknach ziewnął i wytwornie zakrył usta pastorałem. Spojrzał na swoją sąsiadkę, imponującą zakonnicę, której habit opadał w sztywnych fałdach jak pęk świec. Biskup wyciągnął witrażowy pastorał i poklepał zakonnicę po ramieniu. To jej się wcale nie spodobało. Pomaszerowała do jego okna i zaczęła nim potrząsać. Kot ją zobaczył. Zobaczył, jak przezroczysty kolorowy biskup wali zakonnicę po kwefie, a ona odpłaca mu pięknym za nadobne. Tymczasem obok nich święty o długich włosach i brodzie rzucił się na swojego sąsiada, jakiegoś świątobliwego króla trzymającego model zamku. Świątobliwy król upuścił swój model i umknął, żeby skryć się za szatą jakiejś sztucznie uśmiechniętej świętej. Włochaty święty zaczął radośnie skakać po modelu zamku. Jedno po drugim, okna budziły się do życia. Prawie każdy święty odwracał się i wszczynał bójkę z sąsiadem. Ci którzy nie mieli z kim walczyć, albo podkasywali szaty i puszczali się w wariacki taniec, albo machali do pastora, który nic nie zauważył i ględził dalej. Maleńkie ludziki dmące w trąby w rogach witraży brykały, podskakiwały i fikały koziołki, i wykrzywiały przezroczyste twarzyczki do każdego, kto na nie spojrzał. Włochaty święty wypłoszył króla zza pleców uśmiechniętej damy i ścigał go przez wszystkie okna, gdzie walczyły inne pary. (82)

Diana Wynne Jones pisze lekko i bezpretensjonalnie, ukazując wydarzenia z perspektywy Kota, który jest dzieckiem ciekawskim, choć mocno naiwnym. W toku narracji, okazuje się, że Anglia z przełomu XIX i XX wieku, w której osadzona jest fabuła, jest tylko jednym z równoległych światów, które powstawały, gdy jakieś ważne wydarzenia historyczne mogły mieć różne rozstrzygnięcia. Miedzy tymi światami można wprawdzie podróżować, ale wolno to robić tylko nielicznym, by czarodzieje nie mogli bezkarnie wykorzystywać mieszkańców (niekoniecznie ludzkich) ze światów, w których magii jest mniej lub nie ma jej wcale. Światy, które są do siebie podobne, łączą się w Serie, a nasi bohaterowie mają w nich swoich sobowtórów. Oczywiście, historia w tych światach potoczyła się zupełnie inaczej, w związku z czym życie sobowtórów może być diametralnie różne. Diana Wynne Jones puszcza do czytelników oko, gdy w pewnym momencie pojawia się dziewczę jak najbardziej współczesne, które przez całe życie pomykało w portkach, a nie edwardiańskich halkach, a szycie traktuje jako przejaw uciemiężenia kobiet. Są też oczywiście jednostki wyjątkowe – takie, które nie istnieją w pozostałych 9-ciu seriach i, jak się być może domyślacie, takim właśnie indywiduum okazuje się być potężny Chrestomanci, stojący na straży wszystkich światów i dbających o ich porządek.

No i co sądzicie, spodobał Wam się pomysł? Jest w nim olbrzymi potencjał i mam nadzieję, że zostanie świetnie wykorzystany w pozostałych tomach cyklu, które pędem nabędę! Celowo nie zdradzam Wam zresztą wszystkich smaczków, nie wspominam o drugoplanowych zabawnych postaciach, nie piszę o zwrocie akcji… Sami się przekonajcie! Ja na pewno będę te książki polecać wszystkim, którzy pytają o lektury dla swoich pociech. Bo tak naprawdę Zaczarowane życie to bardzo mądra i wcale nieoczywista książka o poznawaniu siebie i o tym, że pozory mogą naprawdę mylić, napisana z naturalną prostotą, polotem i poczuciem humoru, które dotrą i do młodszych i do starszych czytelników. Jestem o tym święcie przekonana.

Diana Wynne Jones, Zaczarowane życie. Tłum. Danuta Górska, Amber, 2002. (207 str).