O Wiedźminie, który powrócił choć nie zmartwychwstał, czyli “Sezon burz” Sapkowskiego

Mam słabość do Geralta z Rivii. Mam również słabość do Yennefer, bo marzyłam o kruczoczarnych włosach i fiołkowych oczach na długo wcześniej, niż ją poznałam. Mam słabość i do Jaskra, i do Ciri, i do wampira Regisa – wieki temu zawładnęli moją wyobraźnią i wiem, że się od nich nie uwolnię. Szczerze mówiąc, wcale nie chcę się uwalniać. Mam w końcu słabość do samego Sapkowskiego i jestem pewna, że sięgnę po wszystko, co napisze (choć uważam, że za to co mi zrobił Żmiją powinien się smażyć w piekle, może nie wieczność, ale z 20 lat). Wiadomość o tym, że powstaje kolejna książka o przygodach Wiedźmina zaskoczyła mnie jednak bardzo*, bo jak to? Cykl zamknięty i zapieczętowany, obwiązany złotą wstążeczką i ustawiony na mentalnej półce z ukochaną fantastyką, a tu nagle ktoś mi będzie burzyć porządek wszechświata? Ale wiedziałam też, że popędzę do księgarni, nabędę i połknę, choćby nie wiem co, i choćby nie wiem jak wszyscy się nad Sezonem burz pastwili. Zastrzegam, że nadal nie wiem czy się pastwią, czy zachwycają, bo z uporem maniaka, omijałam wszystkie recenzje i opinie.

 

Pan Sapkowski wygląda tu, jakby chciał powiedzieć „Mówta, co chceta – jak będę miał ochotę to 15 kolejnych książek o Wiedźminie napiszę. Mój ci on!” I mnie to właściwie nie przeszkadza, niech pisze na zdrowie. Może lubi, a może potrzebuje omasty do chleba – nie mnie w to wnikać.

No to do rzeczy. Sezon burz czytało się nieźle, choć bez tego zachwytu, który towarzyszył mojemu pierwszemu zetknięciu z cyklem. Tego zachwytu nie da się już powtórzyć, to se ne vrati, ale przyznać trzeba, że dostajemy całkiem sprawnie napisaną książką, która nic w cyklu nie burzy i nic w nim do góry nogami nie przewraca. Dostajemy więc przygody Wiedźmina tuż po jego hucznym rozstaniu z Yennefer, historię która mogła się przydarzyć, lub nie, która wypełnia lukę, która wcale nie musi być wypełniona. Tym samym, Sapkowski zostawia sobie furtkę, by o wiedźminie pisać nadal, jeśli się czytelnikom spodoba, to co stoi na przeszkodzie? Sam Geralt, jak to Geralt, nadal jest outsiderem, nadal siecze mieczem, lub tłucze przeciwników deską klepką, gdy miecza zabraknie, nadal pakuje się w kłopoty, i nadal nie umie się oprzeć wdziękom zniewalających czarodziejek (tym razem obutych w pantofle na korkowym obcasie, co świadczy o fakcie, że dziewczyny podążają za trendami). Na szczęście jest to Geralt absolutnie spójny z bohaterem, jakim był wcześniej, bo gdyby mi go Sapkowski „przepisał” na inną modłę, to bym nie zdzierżyła.

Nie chcę tu za bardzo streszczać treści, bo kto ma Sezon burz przeczytać i tak go przeczyta. Jak mus, to mus. Fabuła jest epizodyczna, trudno oprzeć się wrażeniu, że Geralt wypełnia quest za questem, misję po misji: tu zabije potwora, tam rozwiąże zagadkę tajemniczych morderstw, gdzie indziej zaplącze się w przewrót polityczny. Poszczególne przygody, które mogłyby właściwie stanowić kanwę oddzielnych opowiadań, spina motyw utraconych mieczy, które Geralt próbuje odzyskać. Klamra więc niby jest i niby ma sens, ale mnie do końca nie przekonuje. Narracja kojarzyła mi się z narracją gry komputerowej (choć w Wiedźmina nigdy nie grałam, więc poprawcie mnie, jeśli się mylę). Jest dynamicznie, na pewno dynamiczniej niż wcześniej – dzieje się dużo i szybko, bohater płynnie wpada w tarapaty i równie płynnie udaje mu się z tych tarapatów wykaraskać, tylko po to, oczywiście, by popaść w kolejne. Trochę też miałam wrażenie, że autor próbuje dotrzeć do wszystkich na raz: zadowolić swoich starych fanów, którzy się na wiedźmińskiej sadze w latach 90-tych wychowali i przekonać do siebie tych młodszych, którzy Wiedźmina znają głównie z gier. Z jednej strony trudno mu się dziwić, ale z drugiej wszystkich zadowolić się nie da, nie sądzicie?

 Czcionka nawiązuje do pierwszych wydań, ale okładka to już nie za bardzo. Może właśnie przez jej wytłaczanie i wybajerzenie, książka w Empiku osiąga cenę powyżej 40 zł? Ja, dzięki przyjaciółce, zakupiłam ją w jednym z supermarketów za niecałe 30 zł. Szukajcie, a znajdziecie.

Na pewno jednak widać w Sezonie burz to, co Sapkowskiemu zawsze wychodziło dobrze: dosadny i rubaszny dowcip doprawiony szczyptą ironii i sarkazmu, swobodne posługiwanie się potoczystą i jakże soczystą polszczyzną, o której inni mogą tylko pomarzyć, zuchwałe puszczanie oka do czytelników, dla których wiedźmiński świat może być krzywym zwierciadłem rzeczywistości, w której żyją. Oj, nabija się Sapkowski z wielu rzeczy: z polityków, z systemu sprawiedliwości, z korupcji, z osiłków, co to mocni w kupie próbują wyeliminować wszystkich „innych” (a i tęczę pewnie by chętnie podpalili). Nabija się i z ostrzyżonych na łyso strażniczek, co tak bardzo nie chcą być kobiece, że pierdzą głośniej niż krasnoludy, i z poglądów na temat roli kobiet w społeczeństwie, które mocną mi pachną zarówno średniowieczem jak i Korwinem-Mikke, o takich na przykład:

Kobieta niechętna macierzyństwu, kobieta, której nie uwięzi w domu brzuch, kołyska i bachory, wnet ulegnie chuci, rzecz to wszak oczywista i nieuchronna. Wówczas zaś mężczyzna utraci wewnętrzny spokój i równowagę ducha, w jego dotychczasowej harmonii zazgrzyta coś nagle i zaśmierdzi, ba, okaże się, że nijakiej harmonii i nie ma ani ładu żadnego. Zwłaszcza tego ładu, który uzasadnia codzienną harówkę oraz to, że efekty tej charówki zgarniam ja. A od takich myśli tylko krok do niepokojów. Do sedycji, buntu rewolty. (15)

I dlatego właśnie, ja Sezon burz kupuję (choć z pewnymi zastrzeżeniami) i jeśli Sapkowski zmienił zdanie i chce mnie do świata Białego Wilka nadal zabierać, to proszę bardzo, pozwolę się wziąć za rękę i tam zaprowadzić. Jeśli chce dopisywać kolejne przygody, wypełniać luki, dokładać kolejne cegiełki do swojej opowieści (i przy okazji na tym zarabiać) to w porządku, ma do tego prawo. Choć pewnie będę trochę marudzić, bo tu już nie do końca to samo. A, i byłabym wdzięczna, gdyby darował sobie wątek z Nimue (bo nie lubię i już), i nie życzę sobie, absolutnie sobie nie życzę, aby mi Wiedźmina wskrzeszać i dopisywać inne zakończenia. Co to, to nie! No i można by trochę popracować nad fabułą, ewentualnie wrócić do formuły opowiadań. Ale najszczęśliwsza to bym była, gdyby HBO wzięło się za realizację serialu o Geralcie, albo gdyby Peter Jackson film zechciał o nim nakręcić. Tak to było dokładnie to, o czym marzę!

 —

* Tu następuje przypis dolny, skierowany do sekretnej grupy na FB, w której nieustająco wielbi się urodę i talent polskich siatkarzy- tak bardzo zaskoczyła mnie tylko wiadomość, że Antiga będzie trenerem polskiej reprezentacji siatkówki, dziewczyny! Kumacie stopień zaskoczenia?

 

** Od razu po napisaniu tego tekstu, przeczytałam wpis Zwierza, który sugeruje, że Sapkowski napisał fanfik o Wiedźminie. Coś w tym jest.

Andrzej Sapkowski. Sezon burz, Supernowa, Warszawa, 2013 (404 strony)