Majowe migawki, czyli co robię, kiedy mnie tu nie ma

Maj pięknym miesiącem jest. Podobno. Nie wiem, trochę przestałam jego urok zauważać odkąd zaczął mi się kojarzyć ze sprawdzaniem testów, kolokwiów, egzaminów, prac semestralnych i tym podobnych. Maj, najbardziej zielony miesiąc roku, przecieka mi przez palce, a dni tygodnia zlewają się z pracującymi weekendami. Mam wrażenie, że ciągle gdzieś biegnę i z czymś nie nadążam. Nic dziwnego, że w pamięci zostają mi tylko chwile. Oto migawki z maja, które w głównej mierze skumulowały się w ubiegły weekend 😉

Sen nocy letniej w „budzie z popcornem”

Gdyby w Białymstoku było Multikino, stanęłabym na rzęsach, żeby przekonać studentów do wspólnego wybrania się na Sen nocy letniej transmitowany z Globe Theatre. Może darmowym popcornem? A że Multikina nie ma, to zaczynam rozglądać się za DVD w sensownej cenie. Bo sprawa wygląda tak, że co roku staram się ich przekonać, że Szekspir w komediach bawi, tymczasem oni mylą Lizandra z Demetriuszem, a Helenę z Hermią, przez co całe to miłosne zamieszanie przestaje być zabawne. Z przejęciem rozprawiam też o tym, jak śmieszny jest wątek antycznych rzemieślników i ich przedstawienie o Pyramie i Tyzbe, a im bardziej próbuję to studentom przekazać, tym bardziej podejrzliwie na mnie patrzą… Bo prawda jest taka, że dostrzeżenie tego komizmu podczas czytania wymaga bardzo dokładnego zrozumienia tekstu, sporo wyobraźni i znajomości konwencji dramatu elżbietańskiego. Tymczasem aktorzy Globe Theatre sprawili, że popłakałam się ze śmiechu. I od razu zaznaczam, że nie ja jedna, więc trudno chyba uznać, że mam spaczone poczucie humoru. Przyznaję jednak, że podczas samego spektaklu o studentach nie myślałam, bo po pierwsze – naprawdę świetnie się bawiłam, a po drugie – nie mogłam oderwać oczu od Johna Lighta w roli Oberona. Takiego króla wróżek, to ja mogę oglądać codziennie.

oberonOberon, od którego trudno oderwać wzrok. Zresztą po co odrywać?

Warszawskie Targi Książek na Stadionie Narodowym i blogerzy w Słoikach

Owszem odwiedziłam WTK. W piątek, gdy nie było jeszcze ani potwornych tłumów, ani spotkań z autorami, na które chciałam się wybrać. Targi, wiadomo, fajna sprawa – tyle książek w jednym miejscu, że się człowiekowi w głowie kręci. Ceny promocyjne, ale, umówmy się, można książki w takich cenach kupić w niektórych księgarniach internetowych, jak człowiek poszuka. Tyle, że jakoś fajniej jednak kupić je bezpośrednio od wydawcy, zwłaszcza jeśli bezosobowa i abstrakcyjna firma zaczyna mieć ludzką i przyjazną twarz. Wychodząc z tego założenia, nabyłam drogą kupną trochę więcej książek niż zamierzałam. Ale w końcu najnowszy Wegner jest mój! Co mnie wkurzało? Chodzenie po stadionie w kółko, i to, że w części „na zewnątrz” było zimno, a „wewnątrz” gorąco. Serio, ciągłe zdejmowanie i nakładanie bluzy, kiedy ręce ma się zajęte torbami z książkami, szczególnie wygodne nie jest.

Najbardziej jednak cieszę się z tego, że w piątkowy wieczór udało nam się spotkać z kilkoma przemiłymi osobami. To był naprawdę świetny wieczór dzięki Agnieszce (Książkowo), Jarce (Jarkowe Bazgroły), Izie (Czytadełko) i Jankowi (Tramwaj nr 4), który na dodatek obdarzył nas nie tylko uśmiechem, lecz również krakowskimi bajglami. Od dawna chciałam Was poznać osobiście i cieszę się, że w końcu się udało. Utwierdziliście mnie w przekonaniu, że blogerzy, piszący o książkach to naprawdę fajni ludzie są :)Troszkę żałuję, że nie mogłam uczestniczyć w sobotnim spotkaniu w większym gronie, ale co się odwlecze, to nie uciecze.

WP_20150524_009Bo jak blogerzy książkowi przestaną kupować książki, to kto to będzie robić?

Medal dla moli książkowych za… bieganie?

Dlaczego nie zostałyśmy na sobotnim spotkaniu? Bo musiałyśmy wrócić do Białegostoku, żeby udowodnić sobie, że damy radę przebiec 5 kilometrów. Udowodniłyśmy, a w planach na jesień mamy 10. Niniejszym obiecuję, że blog o książkach nie zmieni się w blog o bieganiu, i że nie będziemy pisać o butach i napojach izotonicznych. Ale ten jeden raz musiałam się pochwalić, bo widzicie, ja nawet w „młodej młodości” (terminologia babci) nie byłam w stanie przebiec więcej niż 1000 metrów, a teraz w „średniej młodości” (również terminologia babci) mogę przebiec pięć razy więcej!

11262379_1014904325201224_163974062314278804_nMedal za czytanie zdobyć by nam było łatwo, za bieganie jest o wiele trudniej 🙂

Czekam już na ten moment, kiedy odetchnę i pozbędę się nieznośnego uczucia, że o czymś zapomniałam lub czegoś nie dopilnowałam. Milvanna, mam nadzieję, również ogarnie się w nowej pracy i spisze zaległe wrażenia z lektur. Ktoś tu chyba jeszcze zagląda, no nie?