Przyznam na początku, że niby taka jestem miła i tak bardzo myślę o innych (musicie mi uwierzyć na słowo), a tak naprawdę to jednak straszna ze mnie egoistka. Nie pamiętam, kiedy ostatnio podarowałam komuś książkę, której sama nie chciałabym przeczytać. W ten sposób buduję sobie z najbliższymi wspólną biblioteczkę i chętnie wypożyczam wcześniej podrzucone im lektury. Tak właśnie było z Ostrymi przedmiotami Gllian Flynn, gwiazdkowym prezentem dla Lewiatana.
Tak się jakoś dziwnie składa, że w tym roku przeczytałam całkiem sporo niezłych thrillerów i kryminałów. Pozostawałam obojętna na modę na mroczne, skandynawskie hity a teraz chyba będę musiała się z nimi przeprosić. Myślę, że część winy za ten fakt mogę spokojnie zrzucić na Gilian Flynn.
W Ostrych przedmiotach poznajemy Camille Preaker, dziennikarkę, która nie może uporać się z ciężkimi doświadczeniami dzieciństwa i młodości. W jej rodzinnym mieście giną dwie małe dziewczynki. Camille, jak łatwo się domyślić, ma teoretycznie tylko napisać reportaż na temat porwań. W rezultacie jednak próbuje rozwikłać zagadkę morderstwa.
Flynn przenosi nas w powieści do Wind Gap, miejscowości leżącej gdzieś na amerykańskim południu, w którym wychowała się Camille. Miasteczkiem rządzi w zasadzie matka Camille, Adora, zamożna właścicielka hodowli świń. Relacja łącząca kobiety jest zdecydowanie naznaczona tragedią z przeszłości. I to te relacje, matki i jej córek, są dla historii kluczowe. Potrzeba akceptacji miesza się z żądzą kontroli, zazdrość z niepewnością. Chore emocje doskonale wpisują się w wykreowaną przez autorkę ciężką i duszną atmosferę gorącego południa, która mocno kojarzyła mi się z klimatem True Detective. Tu króluje fałsz, a dramaty zamiata się pod dywan. Camille wciąga nas w swój koszmar, w którym prawdziwe przeżycia chwilami ciężko odróżnić od szalonych, wymyślonych teorii.
Ostre przedmioty czyta się świetnie. Serio, człowiek bierze książkę do ręki w sobotę a w niedzielę musi się rozglądać za kolejną lekturą. Mam jednak wrażenie, że końcówka rozegrana została nieco za szybko. Nie zmienia to jednak faktu, że Flynn całkiem nieźle manipuluje czytelnikiem. Ach, jakże byłam z siebie dumna, że udało mi się odkryć, kto zabija dzieci w Wind Gap. Taka dumna! I co? Dałam się nabrać, oczywiście. Powinnam sobie w końcu zapamiętać, że pisarzom nie można ufać.