“Pamięć wszystkich słów” Roberta M. Wegnera, czyli bierzcie i czytajcie wszyscy

Parę lat temu Robert M. Wegner wkroczył na polski rynek wydawniczy z przytupem i błyskawicznie zdobył grono wiernych czytelników, którzy wyczekują kolejnych tomów cyklu o meekhańskim pograniczu, jak Ciri-the-Cat skrawków łososia. I chociaż autor nie ociąga się z pisaniem, jak choćby George R.R. Martin, to jednak nasza cierpliwość jest testowana. W konsekwencji zaś oczekiwania rosną. No bo jak się tyle (3 lata) czekało, to chce się dostać książkę, która zachwyci, oczaruje i wciągnie „jak chodzenie po bagnie”*. Co mi jednak pozostało? Jak inni, czekałam z niecierpliwością, a kiedy w końcu książkę nabyłam, stanęłam przed poważnym dylematem czytelniczej ofiary uzależnienia od cykli, które nie są jeszcze zakończone: czytać, ryzykując, że zbyt mało pamiętam z poprzednich części, czy poczekać i odświeżyć sobie całość? Prawdopodobnie zdecydowałabym się na drugą opcję, zwłaszcza jeśli idzie o opowiadania, gdyby nie to, że książki akurat wyjechały do Warszawy i jeszcze nie wróciły. [Milvanno, niniejszym wyzywam Cię do natychmiastowego przeczytania i tomów opowiadań i powieści, bo inaczej nie będę z Tobą gadać!]

opowiescizmeekhanskiegopograniczatom4pamiecwszystkichslowuiext29065709

Początkowo rzeczywiście trochę mi brakowało rozeznania i orientacji, bo autor wraca do rejonów Meekhanu, w których nie gościliśmy naprawdę długo – na Południe i Zachód. Wegner nie ułatwia nam zadania, nie zwraca szczególnej uwagi na przypominanie tego, co się wydarzyło wcześniej. Od czasu do czasu rzuca jakiś okruch informacji, testuje naszą pamięć. Tak, pamięć jest tu istotnym motywem: zbiorowa pamięć mniejszych i większych społeczności, pamięć o przeszłości i wierzeniach kształtująca świadomość i życie codzienne, pamięć jednostki determinująca jej wybory, pamięć zachowana w księgach i ustnych opowieściach. I moja czytelnicza pamięć, pamięć wszystkich słów – nie tylko tych napisanych przez Wegnera lecz wszystkich słów w ogóle – pamięć nieco dziurawa i ulotna, wymagająca ciągłego porządkowania, zmuszona do ciągłego konstruowania i rekonstruowania wizji świata autora i zderzania jej z wizjami innych twórców, pamięć o opowieściach, które choć ciągle powtarzane, oferują nam coś więcej niż chwilową ucieczkę od rzeczywistości i coś więcej niż twarde dane i informacje do wykorzystania w codziennym życiu. Jestem przekonana, że Wegner jest świadom wagi opowieści i pamięci o nich:

Niektóre z tych ksiąg to też poezja, sztuki teatralne, i romanse. Ale znam takich którzy twierdzą, że nasza wiedza o świecie zmienia się z każdym pokoleniem, a dobra opowieść trwa wiecznie, więc może się okazać, że to właśnie te romanse są perłami ludzkiej mądrości (str. 372-3)

Tak jak w Niebie ze stali, splecione zostały losy bohaterów Północy i Wschodu, tak w Pamięci wszystkich słów, powoli i w sposób mniej oczywisty zaczynają się splatać losy Południa i Zachodu. O ile wcześniej Wegnera bardziej interesowała wielka wojna, epicka bitwa i losy, powiedzmy, narodu, tu skupia się na jednostkach. Pierwszą bohaterką jest Deana, mistrzyni walki i Pieśniarka Pamięci o zasłoniętej twarzy z plemienia Issaram, która nie chcąc poddać się decyzji starszeństwa plemienia, wyrusza na pielgrzymkę. Jej przebieg bardzo się komplikuje za sprawą intrygi, w którą zamieszani są i zwykli śmiertelnicy i bogowie. Drugą postacią jest Altsin, niegdyś rzezimieszek, obecnie mnich, który poszukuje sposobu, jak pozbyć się bóstwa, które rozgościło się w jego umyśle, wnosząc swoją osobowość i wspomnienia (tak, znowu kwestia pamięci) i stanowi zagrożenie dla integralności bohatera. I jedno i drugie musi przejść długą i pełną niebezpieczeństw drogę, pokonać bariery fizyczne, psychiczne i emocjonalne, by poznać siebie i dokonać wyborów.

I Deana i Alsin są też wytworem kultur, w których wyrośli, kultur diametralnie od siebie różnych, a jednak wywierających równie silne piętno. Ich droga zmusza ich do przyjrzenia się pozornie odwiecznym wartościom, tradycjom i zwyczajom, pojęciom takim jak lojalność, honor, obowiązek, miłość, czy zdrada. Na dodatek, mniej lub bardziej otwarcie mącić próbują bogowie, którzy grają w swoją własną, nie do końca jeszcze zrozumiałą grę. I chcąc nie chcąc, towarzysząc bohaterom w ich wędrówce, śledząc, jak odkrywają nowe światy i obyczaje, zaczynamy sobie zadawać pytania: gdzie kończę się ja jako jednostka, a gdzie zaczynam jako członek wspólnoty; na ile jestem sobą, a na ile ukształtowała mnie moja kultura; gdzie kończy się wolny wybór, a gdzie zaczyna przeznaczenie? I znowu, rzućmy okiem na jedną z odpowiedzi, których dostarcza nam lektura:

… gdybyś wyrósł wśród Meekhańczyków, byłbyś jednym z nich, pracowałbyś i walczył dla chwały Imperium. Gdyby wychowali cię pustynni nomadzi, jeździłbyś na wielbłądzie i napadał karawany. A gdybyś urodził się na wybrzeżu, łowiłbyś ryby albo budował statki. Rozumiesz tak naprawdę ciebie nie ma, nigdy nie było, zostajesz ukształtowany przez innych na ich obraz i podobieństwo, włącznie z ich człowiekowatością. Prawdziwym człowiekiem będziesz, dopiero gdy sam wybierzesz drogę (str. 122).

Pamięć wszystkich słów porusza istotne kwestie, tyle że na szczęście powieści tej nie czyta się jak podręcznika psychologii. Wegnerowi udaje się kreślić zapadające w pamięć postaci i budować z niewielkich klocków coraz większy świat, ale nawet to nie wystarczyłoby do utrzymania uwagi czytelników na długo. Dodaje więc naprawdę wartką akcję, dworskie intrygi, żywy dialog i w rezultacie otrzymuje fantasy na naprawdę wysokim poziomie, przemyślane, konsekwentne i spójne, a jednocześnie absolutnie nieskostniałe. Na pierwszy rzut oka widać, że autor zna i ceni konwencję, a jednak nie podąża za nią ślepo, wie jak zachować balans pomiędzy archetypem a indywidualizacją postaci, przetwarzać motywy charakterystyczne dla gatunku na swój własny sposób. Nieprzypadkowo w warstwie fabularnej zabiera nas też na pogranicza, w miejsca, w których mieszają się kultury, wierzenia i tradycje. W takim właśnie fermencie mogą się rodzić nowe idee. Ja poddaję się urokowi opowieści Wegnera właściwie bez zastrzeżeń, czekam na ciąg dalszy ufając, że w końcu splotą się losy bohaterów wszystkich czterech terenów przygranicznych. I nie będę ani autora, ani wydawnictwa poganiać. Czasem mniej i wolniej naprawdę znaczy lepiej.

11376468_439650972876365_1858435028_n1Ciri miała podyktować, co o książce myśli, ale Grendella strasznie ją zdenerwowała alergicznym kichaniem na ekran komputera.   Obrażony kot udał się na spoczynek.

O wcześniejszych tomach cyklu, poczytasz tutaj.

* Przepraszam, nie mogłam się powstrzymać, stałam się fanką tego określenia. Po więcej kwiatków zapraszam do Dzień później.