Będzie bez obrazków, bo obrazków jest w sieci za dużo. W ogóle będzie, chociaż miało nie być. Bo to kwestia, o której jednak nie potrafię milczeć.
W czerwcu, sprawdzałam eseje dwudziestokilkulatków, w których odnosili się do kwestii przyjęcia uchodźców przez Polskę. Jako, że były one „na bardzo ważną egzaminacyjną” ocenę, to musiałam siłą rzeczy skoncentrować się na kwestiach formalnych dotyczących formy pracy, błędach gramatycznych, ortograficznych i stylistycznych. Były też zakodowane i nie miałam okazji odnieść się do prezentowanych argumentów i przykładów w indywidualnej rozmowie. Cóż, eseje zostały ocenione, studenci egzamin zdali lub nie, a ja do dziś się czuję nieswojo. Dlaczego? Ano dlatego, że autorzy większości esejów podejmujących ten temat, byli bardzo jednoznacznie na nie. Bo przyjdą nielegalni imigranci i uchodźcy (odczłowieczeni, zredukowani do liczb) i nas zjedzą. Wysadzą w powietrze, zabiorą pracę, zdominują kulturę, odbiorą nam polskość. Niektórzy wyrażali troskę – lepiej ich nie przyjmujmy, bo Polska jest krajem jednokulturowym i będą się u nas źle czuli.
Nie twierdzę, że przyjęcie uchodźców jest kwestią prostą – na pewno wymaga mądrego, przemyślanego działania, długofalowego planu, edukowania zarówno uchodźców, jak i całego społeczeństwa. To duże wyzwanie. Czy potrafimy mu sprostać? Nie wiem. Nie potrafię zaproponować gotowych rozwiązań. Ale przeraża mnie fala nienawiści, przelewająca się przez Internet i nie, nie chodzi o to, że wszyscy musimy mieć takie samo zdanie. Z argumentami przedstawianymi przez moich studentów da się dyskutować. Był w nich strach, stereotypy i zachowawczość, ale nie było ani nienawiści, ani jadu.
Rozumiem strach przed obcością, rozumiem niepokój przed nieznanym, rozumiem, że możemy mieć inne zdanie. Ale sposób, w jaki to zdanie wyrażamy, czyni kolosalną różnicę. Bo mówimy tu o ludziach. Więc możesz się ze mną nie zgadzać, możesz się bać. Ale przerażasz mnie, jeśli należysz do tych osób, które nazywają innych ludzi (bez względu na to, czy to osoby uciekające przed wojną, czy imigranci zarobkowi) bydłem, chcesz ich wieszać na gałęzi, czy wysłać do komór gazowych. Boję się Ciebie i to właśnie koło Ciebie nie chciałabym mieszkać.
Kiedy miałam dwadzieścia parę lat byłam w Londynie. Zarobkowo i zupełnie nielegalnie, bo jeszcze wtedy nie byliśmy w Unii. W Polsce studiowałam anglistykę, w Londynie pracowałam w knajpach, sprzątałam, roznosiłam ulotki. Dużo chodziłam do teatru. Mieszkałam na Hackney, gdzie od legalnych i nielegalnych imigrantów, squattersów i innych ludzi żyjących na obrzeżach systemu lub poza nim aż się roiło. To jedno z najważniejszych doświadczeń mojego życia, poznałam wtedy niesamowitych ludzi o skomplikowanych historiach.
Z dnia na dzień znalazłam się bez pieniędzy i dachu nad głową na ulicy za sprawą cwanych Polaków. Z dnia na dzień znalazłam dach nad głową dzięki bezinteresownemu Kurdowi, którego poznałam dzień wcześniej. Właścicielem jednej z restauracji, w której pracowałam na Camden Town był Marokańczyk, Jimmie, który jako chłopak zjawił się w Londynie wiele lat wcześniej, bez znajomości języka, bez pieniędzy, bez rodziny, który przeszedł drogę od pomywacza do właściciela dobrze prosperującej restauracji, odzianego w dobrze skrojone, szyte na miarę garnitury. Jego dzieci, już urodzone w Anglii studiowały na prestiżowych kierunkach w dobrych szkołach; oglądały te same filmy co ja i nie myślały o wysadzaniu się w powietrze. Właścicielem i kucharzem innej restauracji był Syryjczyk. Trudno mu się gotowało w czasie ramadanu. Ciężko pracował, skromnie żył, szukał w Syrii w swojej rodzinnej wiosce żony, ale młode dziewczyny nie bardzo chciały w tamtych czasach opuszczać swój kraj.
Czy moje doświadczenie świadczy o tym, że wszyscy Kurdowie, Marokańczycy i Syryjczycy są dobrzy? Nie. Czy świadczy o tym, że wszyscy Polacy za granicą są cwaniakami? Nie. Raczej o tym, że człowieka nie można tak łatwo zaklasyfikować na podstawie kraju, z którego pochodzi albo religii, którą wyznaje lub nie. Być może masz inne doświadczenia, być może Ciebie ktoś skrzywdził. Może w ogóle żadnego imigranta nie znasz, może nikt z Twojej rodziny za chlebem nie wyjechał. Imigranci i uchodźcy są różni: słabi i silni, mądrzy i głupi, pracowici i leniwi, przedsiębiorczy i bezradni. Dokładnie tacy, jak my. Niektórzy są wybitni.
Jak Vladimir Nabokov. Jak Azar Nafisi. Jak Chinua Achebe. Jak Khaled Husseini. Jak Salman Rushdie. Jak Adam Mickiewicz. Jak Czesław Miłosz. Jak…