Miłość od drugiego wejrzenia, czyli o książkach, które dostały więcej szans

Wiem, że wiele osób lubi czytać kilka książek naraz, inną w drodze do pracy, inną wieczorami, jeszcze inną w leniwy weekend. Ja za tym nie przepadam, lubię poświęcić książce całą uwagę, nawet jeśli oznacza to dźwiganie w torebce kilkusetstronicowej cegły, której w razie potrzeby można użyć do samoobrony. Z tego właśnie wynika mój obecny czytelniczy kryzys – mam zaczętych kilka książek, które od dawna chciałam przeczytać, ale żadna nie wciągnęła mnie na tyle, by z czystym sumieniem odłożyć resztę na półkę. Miotam się więc między jedną a drugą, drugą a trzecią, trzecią a pierwszą. I nic. W końcu, mam nadzieję, sięgnę po coś, czego nie da się tak po prostu odłożyć, a do tych, które poczytuję teraz, pewnie jeszcze wrócę.

Czy warto w ogóle wracać? Czy warto próbować przeczytać jeszcze raz coś, w czym nie zakochaliśmy się od pierwszego wejrzenia? Przecież tak wiele książek, tak mało czasu. Przecież i tak nie zdążymy przeczytać wszystkiego, co byśmy chcieli. Niby prawda, ale z mojego doświadczenia wynika, że gdybym nie dała niektórym książkom i autorom drugiej, a nawet i trzeciej szansy, wiele bym straciła. Poczekam więc cierpliwie na lekturę, która mnie pochłonie, a tymczasem podzielę się z wami moimi miłościami od drugiego, a nawet trzeciego wejrzenia.

dumaiuprzedzenieBbig28552W Panu Darcym się zakochałam. Ale nie od pierwszego wejrzenia. Zupełnie, jak Elizabeth Bennett.

Na pierwszy ogień pójdzie Duma i uprzedzenie Jane Austen. Tak, tak, nie pokochałam tej powieści od razu. Przeczytałam na studiach, bo mi kazali. I nic. Nawet Pan Darcy mnie nie ruszył, irytowały mnie wszystkie bohaterki, łącznie z Elizabeth Bennett, męczył styl Jane Austen, a ironiczne poczucie humoru jakoś mi umknęło. Założyłam, że nie po drodze mi z uwielbianą XVIII-wieczną autorką i dałam sobie spokój. A później zaczęłam prowadzić ćwiczenia z literatury brytyjskiej i okazało się, że bez Jane Austen ani rusz. Z ciężkim sercem siadłam więc, żeby odświeżyć lekturę i … bingo! Zakochałam się od pierwszego zdania, które znają chyba wszyscy. W przeciągu tygodnia nadrobiłam wszystkie powieści i od tamtej pory wracam do nich w długie zimowe wieczory, najczęściej gdzieś w okolicach Bożego Narodzenia.

Mrs._Dalloway_coverJa i Pani Dalloway to stare dobre małżeństwo, ale nie była to miłość od pierwszego wejrzenia.

Trochę inaczej było z Virginią Woolf i Panią Dalloway, po którą również po raz pierwszy sięgnęłam na studiach. To był akurat czas, kiedy trzeba było czytać bardzo dużo i bardzo szybko, a prozy Virginii Woolf w taki sposób czytać się po prostu nie da. Czytając Panią Dalloway, czułam więc, że coś mi umyka. Im bardziej tak czułam, tym bardziej mnie to irytowało, a im bardziej irytowało, tym więcej umykało. Klasyczne błędne koło. Tu wiedziałam od razu, że do książki wrócę, kiedy będę mogła się na niej bardziej skupić. Zakochałam się tak bardzo, że mogę cytować ulubione fragmenty z pamięci. Kocham zresztą wszystkie książki Virginii Woolf, ale pierwsze miejsce ex aequo zajmują właśnie Pani Dalloway i Orlando.

grona_gniewu

Być może, gdyby nie ten opis na początku, byłoby łatwiej.

Kilka razy podchodziłam również do Gron gniewu Johna Steinbecka i wymiękałam już przy tym długaśnym opisie, który otwiera powieść. Ale byłam twarda. Uznałam, że po prostu nie wypada mi tej książki nie znać, nawet jeśli jest beznadziejna. W końcu przebrnęłam przez trudny (dla mnie) początek i zachwycił mnie jej zapierający dech w piersiach realizm, wizja biedy i kryzysu, losy rodziny Joadów. Mocna rzecz, dobrze że sobie nie odpuściłam.

gandlafNie zawsze kochałaś “Władcę pierścieni”? Ale jak to???

A teraz coś, co prawdopodobnie zdziwi Was najbardziej, bo wiecie, że fantastykę czytam chętnie. Otóż nie zawsze tak było. Kiedy po raz pierwszy, jakoś w liceum za namową kolegi z klasy sięgnęłam po Władcę pierścieni, nie zapałałam miłością. Wcale, a wcale. Uznałam, że nie dla mnie ta infantylna opowiastka o elfach, czarodziejach i krasnoludach. Zupełnie nie dla mnie. Ja przecież wtedy czytałam prozę eksperymentalną i alternatywną. bRulion. Książki wydawane przez Lampę i Iskrę Bożą. Ewentualnie Grę w klasy Cortazara. Dopiero na studiach, już po Beowulfie, sięgnęłam po Tolkiena i wtedy dopiero zakochałam się na zabój. Tak mi zostało do dziś.

Takich książek jest na pewno więcej. To po prostu były moje pierwsze, najsilniejsze i najbardziej oczywiste skojarzenia, dzięki którym łatwiej mi chyba będzie przetrwać obecny kryzys. Być może na moje napoczęte lektury przyjdzie lepszy czas. A Wy dajecie drugą szansę książkom, czy porzucacie je bez żalu?