Jeśli macie ochotę zobaczyć pocztówkowy obraz Londynu, z Big Benem, Parlamentem, Tower Bridge, czy Baker Street, Londyn NW nie spełni Waszych oczekiwań. Zadie Smith zabiera nas bowiem dalej od centrum, na północny zachód miasta, by pokazać przypadkowo splatające się losy czwórki bohaterów, którzy wychowali się w tym samym obskurnym blokowisku, do jakiego niewielu turystów dociera. I choć chodzili do tej samej, dość kiepsko wypadającej w rankingach szkoły średniej, ich życie potoczyło się różnie. Jednym udało się z biedy wyrwać, innym nie. Jedni kupili piękne domy i wypełnili je designerskimi meblami, inni wylądowali na ulicy. Można by powiedzieć, że znaleźli się na przeciwnych biegunach w hierarchii społecznej, podjęli inne życiowe wybory, osiągnęli to, na co sobie zasłużyli, ale Zadie Smith nie myśli w kategoriach czarno białych i nie moralizuje. Cała czwórka jest głęboko naznaczona północno-zachodnim Londynem, od którego nie ma prostej ucieczki i nie ma prawdziwego wyzwolenia.
Takie bloki nie kojarzą się z Londynem, a jednak są jego istotnym elementem. W podobnym budynku, choć nie w północno-zachodnim, a wschodnim Londynie mieszkała przez jakiś czas Grendella. Powroty z nocnej zmiany w pracy bywały przerażające.
Leah to rudowłosa Irlandka, pracownica opieki społecznej, żona pięknego czarnego fryzjera, imigranta z Francji, która ma wrażenie, że podczas, gdy ona była zajęta dorastaniem i „stawaniem się”, wszyscy inni dorośli, uporządkowali swoje wartości, znaleźli odpowiednie szufladki. Jej najlepszą przyjaciółką jest Keisha, czarna dziewczyna, która wbrew biedzie i pochodzeniu, została wziętą prawniczką i zrobiła błyskotliwą karierę. Przeobraziła się w Natalie, kobietę sukcesu z doskonałym mężem i równie nieskazitelnymi dziećmi, której jednak ta idylla nie potrafi do końca cieszyć. Jest też Felix, niespełniony filmowiec, zarabiający na życie jako mechanik, facet po przejściach, któremu udało się wyjść z uzależnienia i właśnie próbuje ułożyć sobie życie z nową dziewczyną. I jeszcze Nathan, kiedyś obiekt uczuć wielu dziewcząt w szkole, dziś bezdomny ćpun i diler. Na poziomie akcji łączy ich mało znaczący epizod, który zresztą nie zostaje właściwie rozwinięty, jest tylko punktem zaczepienia.
Tym co ich naprawdę łączy, pomimo wszystkiego co dzieli, jest głębokie poczucie niedopasowania, rozmyta tożsamość, rozdźwięk między wizerunkiem w oczach innych, a tym kim są naprawdę, problemy związane z próbą odcięcia się od korzeni lub z nieodcinaniem się od nich. Te trudności ze zdefiniowaniem siebie, z poskładaniem formujących ich doświadczeń w spójną osobowość, podkreśla sama narracja. Zadie Smith składa bowiem obrazy swoich bohaterów z drobnych fragmentów, oszczędnych uwag, pozornie nieistotnych spostrzeżeń, momentami chaotycznych retrospekcji. W niesamowity sposób posługuje się językiem, przechodząc od slangu do poezji, od precyzyjnego opisu do strumienia świadomości. Londyn NW to w moim odczuciu powieść tygiel, wielogłosowa mieszanka form i stylów, tak jak tyglem jest sam północno-zachodni Londyn, fascynujący i niepokojący jednocześnie, niemożliwy do doświadczenia przez ludzi z zewnątrz, wymykający się definicjom, uderzający innością tego, co znamy z codziennych doświadczeń.
Czytając, słyszałam jednak echa swoich własnych wątpliwości i zmagań z rzeczywistością, bo Londyn NW to również powieść o konfrontacji między tym, kim chcieliśmy być, a kim się staliśmy, o wyborach, których nigdy chyba nie podejmujemy w oderwaniu od naszych korzeni, o dążeniu do spełnienia i rozczarowaniach, które upychamy głęboko pod poduszką, o niemożliwości oceny decyzji podejmowanych przez innych. Tym wszystkim mnie Londyn NW oczarował, ale jednak nie uwiódł. Bo choć rozumiem zamysł fragmentaryczności i niedokończenia, mających obrazować problemy z tożsamością bohaterów, to zabrakło mi dobrze skonstruowanego szkieletu opowieści – tradycyjnej w pewnym sensie historii, która byłaby osią dla rozważań o współczesności, takiego, powiedzmy narracyjnego kręgosłupa porządkującego, przynajmniej na poziomie fabularnym, cały ten chaos. Mogę tego porządku nie doświadczać w prawdziwym życiu, ale w powieści umiejętność opowiadania historii bardzo cenię. Wiem, że większość krytyków uznała Londyn NW za najlepszą powieść Zadie Smith i przyznaję, że zmusiła mnie ona do dość głębokiej refleksji, ale palmę pierwszeństwa nadal dumnie dzierżą Białe zęby.