Herbatka z królową, czyli “Audiencja” (The Audience)

Od 60-ciu lat zgodnie z tradycją co wtorek Królowa Elżbieta II przyjmuje na prywatnej audiencji w Pałacu Buckingham premiera Wielkiej Brytanii, by omówić bieżące sprawy polityczne. Stojąc ponad podziałami i zachowując milczenie, królowa przetrwała upadek kolonialnego imperium, zimną wojnę, liczne skandale dotyczące rodziny królewskiej. Premierzy, a było ich do tej pory dwunastu, nie mieli szansy politycznych turbulencji przetrwać. Najdłużej urzędująca w XX wieku Margaret Thatcher przewodziła Brytyjczykom 11 lat. O spotkaniach wiadomo tyle, że się odbywają. Ich przebieg i treść pozostają tajne. I może właśnie dlatego pobudzają wyobraźnię i prowokują do zadania sobie pytania, jak naprawdę mogą wyglądać.

The_Audience_poster

Audiencja (The Audience) – sztuka Petera Morgana, mająca premierę w Londynie, przeniesiona również na Broadway, a nam dostępna dzięki projektowi National Theatre Live, realizowanemu w Polsce przez British Council i Multikino – to właśnie wariacja na temat tych spotkań. Różne audiencje, różni premierzy o różnych typach osobowości, różne wydarzenia polityczne i społeczne, jedna królowa. Dla nie-Brytyjczyka, słabo orientującego się w historii wysp i Wspólnoty Narodów, mogłoby być nudno. A jednak nie jest, z kilku powodów.equerry

Geoffrey Beavers z akcentem bardziej brytyjskim niż akcent Królowej tłumaczy nam to, co wiedzieć musimy. I choć wie o Królowej więcej niż przeciętny śmiertelnik, z pieczołowitością opowiada o meblach, które ją otaczają. I każda zmiana obicia fotela, każdy nowy elektryczny grzejnik są jednocześnie symbolem trwania i adaptacji do nowych czasów.

Po pierwsze, sztuka zrywa z chronologią wydarzeń. Rozpoczyna się od spotkania z rozedrganym Johnem Majorem (Paul Ritter), którego rządowi pali się grunt pod nogami, za chwilę cofamy się do Winstona Churchilla (Edward Fox), który nie spodziewa się, że młoda królowa będzie sumiennie przeglądać wszystkie papierzyska, potem znowu przeskakujemy do przodu. Premierzy przychodzą i odchodzą, królowa jest zawsze na miejscu. Jest stałą, a jednocześnie nieustannie się zmienia, bo przecież raz widzimy kobietę w średnim wieku, innym razem młodą dziewczynę oczekującą na koronację, a za chwilę damę-staruszkę, która niespodziewanie zapada w drzemkę podczas rozmowy. Te przemiany, łącznie ze zmianą kostiumów, zachodzą najczęściej na scenie i trwają dosłownie chwilę. Moi współoglądacze narzekali trochę, że przez to, że nie oglądamy sztuki na żywo nie możemy dokładniej się przyjrzeć samemu procesowi, ale sądzę, że i w teatrze musiał być prawie niezauważalny. Magia teatru level expert.

 queen_old_and_young

Królowa oficjalna i królowa jako dziewczynka, która się jeszcze buntuje, że nie może mieć normalnego życia.

Po drugie, czapki i wianki z głów przed Helen Mirren, której aktorstwo w tej sztuce rzuciło mnie na kolana. Spodziewałam się, że to będzie świetna rola, bo Mirren była przecież niesamowita w Królowej (również Petera Morgana zauważcie). Ale to, co aktorka robi w tej sztuce, zaskoczyło mnie. Na naszych oczach zmienia się z młodej dziewczyny w staruszkę, ze staruszki w czterdziestolatkę. I nie jest to po prostu wynikiem zmiany kostiumu czy fryzury (choć i one się oczywiście zmieniają), trwająca sekundy metamorfoza sięga o wiele głębiej. Zmienia się głos i mimika aktorki, zmienia się sposób poruszania, postawa i gesty, zmienia się nawet jej spojrzenie. Mirren po prostu jest Elżbietą i chyba mogłaby ją zastępować na państwowych uroczystościach, gdyby prawdziwa królowa zachorowała na grypę (co jest mało prawdopodobne, bo królowa nie rezygnuje przecież z tak błahych powodów z wypełniania swoich obowiązków).

queen_and_thatcherReprymendę należy znieść z godnością. Premierzy przychodzą i odchodzą.

Po trzecie, sztuka skrzy się od dowcipu i jednocześnie zmusza do refleksji. Bo przecież żaden premier nie wygrywa żadnych wyborów, przegrywa tylko jego poprzednik. Bo przecież polityka nie jest zabawą dla przesadnie szczerych chłopców i dziewczynek lecz nieustającą grą z wyborcami. Bo przecież wiele pragmatycznych decyzji rządu ma niewiele wspólnego z pojmowanym w kategoriach moralnych dobrem. A dowcip? Och, mnóstwo było zabawnych momentów. Jak choćby dygająca w przerysowany sposób Margaret Thatcher, czy pojawiające się na scenie psy, które rzeczywiście kradną show, nawet samej Helen Mirren. Świetne są dialogi, w których królowa ciętą ripostą gasi premierów, jak choćby ten:

John Major: ‘I only ever wanted to be ordinary.”
Her Majesty: “Well, in which way do you consider you have failed in that ambition?”

krlowa

Doprawdy, Panie Premierze? Co też Pan nie powie?

Po czwarte, wizja monarchini jest niezwykle spójna i sugestywna. Tak przekonująca, że na czas spektaklu zapominamy, że tak naprawdę o prywatnej twarzy królowej wiemy niewiele, pomimo że ciągle widzimy ją w mediach. Elżbieta II w Audiencji to królowa doskonale zorientowana w sytuacji politycznej, inteligentna i pracowita, która faktycznie niewiele może. Kobieta, która sumiennie wykonuje powierzone sobie obowiązki, zgodnie z duchem czasu rezygnuje z przywilejów, a poświęcenie traktuje jako naturalny obowiązek. Jest też po prostu bardzo ludzka. Jako monarchini w kosztownej sukni i tiarze pozuje do oficjalnych zdjęć, a za chwilę podaje wzruszonemu swym losem premierowi własną chusteczkę, kiedy indziej klęka i modli się, gdy nikt nie widzi, drży na myśl o spotkaniu z rozjuszoną premier Thatcher, bo wie, że się jej „dostanie” za przekazanie własnego stanowiska, niezgodnego ze stanowiskiem rządu, do prasy. Bywa chłodno królewska, bywa najzupełniej „normalna”. Korona nie przeszkadza jej pamiętać, że wychodząc z pokoju należy wyłączyć światło. To atrakcyjna wizja, sprawiająca, że królowa jawi się nie jako boży pomazaniec (w to przecież w XXI wieku nie uwierzymy), ani nawet nie jako zimna, oderwana od rzeczywistości arystokratka, lecz bardziej jako racjonalnie myśląca szkocka gospodyni, dbająca o porządek w swoim domu, który, tak się akurat składa, jest nieco większy niż dom przeciętnej Szkotki. I chyba właśnie dlatego, że widzimy bardzo ludzką kobietę, która musiała podporządkować marzenia o normalnym życiu swojej publicznej roli – rozdźwięk podkreślany jeszcze bardziej w scenach gdy na scenie pojawia się młodziutka Nell Williams jako 11-letnia Elżbieta – wizja królowej w Audiencji tak bardzo do nas przemawia.

queen_and_wilson

 

Czy Królowa rzeczywiście tańczyła szkocki taniec przy swoim ulubionym premierze? Nie wiemy, ale chcemy w to wierzyć.

 

Audiencja to jeszcze jeden portret Elżbiety II, malowany z dużą empatią i zrozumieniem, niezwykle barwny i poruszający, nadający królowej indywidualny rys. Czy prawdziwy? Chyba tylko sama królowa mogłaby na to pytanie odpowiedzieć. Ale na pewno nie odpowie. Pozostanie symbolem jedności i niezmienności w czasach szybko następujących przemian, twarzą ze znaczka, którą chcielibyśmy poznać osobiście, najlepiej popijając wspólnie herbatkę. Audiencja daje nam tę możliwość, nawet jeśli nigdy nie będziemy pewni, że to akurat oblicze królowej jest prawdziwe.