Nie wiem jak jest w Waszych zakątkach Internetów. Mój jest w zasadzie bardzo przyjemnym miejscem. Dużo w nim kotów, tolerancji, miłości dla ludzi uzależnionych od tych samych filmów i zakochanych w tych samych książkach. Od dawna jest też pełen rozmyślań i oburzenia dotyczących braku kasowych produkcji, w których pierwsze skrzypce grałaby kobieta. Bo przecież mamy Czarną Wdowę, która potrafiłaby dokopać porządnie każdemu złoczyńcy, ale jakoś do tej pory nie doczekała się własnego filmu. No więc gdzieś w międzyczasie pojawił się serial poświęcony cudownej agentce Peggy Carter (polecam) oraz Supergirl (nie sprawdzałam). Oba stały się kolejnymi argumentami na to, że, a jakże, da się nakręcić coś o suberbohaterkach czy kobietach z ponadprzeciętnymi umiejętnościami co może spodobać się wszystkim i raczej kasy się na tym nie straci. Całkiem niedawno Netflix dał światu kolejną po Daredevilu opowieść dziejącą się w Hell’s Kitchen. Mówię, oczywiście, o Jessice Jones, którą chciałam zacząć oglądać w poprzednią sobotę. I tak, trzynaście godzin później, miałam już z głowy cały sezon.
Muszę powiedzieć, że chociaż Daredevil (historia o niewidomym prawniku, który za dnia prowadzi swoją kancelarię, a nocą próbuje rozprawiać się z przestępcami) zachwycił mnie wyjątkowo, Jessice udało się do niego bardzo zbliżyć. Jessica nie jest klasyczną superbohaterką. Owszem, w wyniku wypadku, w bliżej niewyjaśnionych okolicznościach, zdobyła dwie moce: stała się ponadprzeciętnie silna i potrafi skakać niezwykle wysoko. Próbowała nawet przez chwilę ratować świat. Widz jednak poznaje ją jako wybitną prywatną detektyw, która ma wyraźny problem z alkoholem i, no cóż, raczej nie jest zbyt przyjemna dla ludzi. Czy zawsze taka była? Chyba nie aż taka. Któregoś dnia spotkała na swojej drodze przystojnego Brytyjczyka, Kilgrave’a, który wykorzystał ją, jej moc i, nie ukrywajmy, zrujnował jej życie. Straumatyzowana Jessica Jones, walcząc ze swoimi lękami i próbując uratować innych przed losem, który ją spotkał, decyduje się na walkę ze złoczyńcą.
Krysten Ritter, czyli tytułowa Jessica Jones, którą znałam głównie z Gilmore Girls i jakichś epizodów filmowych, ze swoim bladym licem, wielkimi oczami i czarnymi włosami, doskonale pasuje do roli wyobcowanej dziewczyny z mroczną przeszłością, która odcina się od bliskich a pracuje chyba głównie dlatego, żeby mieć pieniądze na alkohol. Jednocześnie jest bardzo silna (nie tylko fizycznie), sprytna i inteligentna. Jest w niej też coś ludzkiego, chociażby to, że zapija swoje problemy. Albo zapomina o podłączeniu telefonu do ładowania. No i, tak naprawdę, szczerze troszczy się o innych, zwłaszcza tych, którzy są jej bliscy. Chcecie przykładu? Bardzo proszę. Wystarczy spojrzeć na jej relację z najlepszą przyjaciółką, Trish. Dziewczyny dorastały razem. Trish była wtedy gwiazdą telewizyjnego programu dla dzieci, a jej matka postanowiła przygarnąć pod swój dach osieroconą nastolatkę. Uznała to zwyczajnie za niezłe posunięcie PR-owe. Już wtedy, Jessica nie pozwoliła kobiecie na to, by znęcała się nad swoją córką i wykorzystywała ją. To dzięki niej Trish mogła wyzwolić się spod jej władzy.
Jessica i Trish. Best Friend Forever.
Skoro już przy Trish (Rachael Taylor) jesteśmy, to nie dajcie się zwieść jej wyglądowi. Jasne, jest klasycznie piękną blondynką i wydawać by się mogło, że będzie bezbronnym dziewczęciem, prawda? Otóż nie. Trish broni tego, co dla niej ważne i potrafiłaby skopać cztery litery każdemu, kto chciałby ją skrzywdzić. Po coś w końcu ćwiczy tę krav magę. Warto zauważyć, że Jess i Trish to nie jedyne kobiece postacie w serialu. A raczej nie jedyne, które mają do roboty coś więcej niż wyglądanie. Kluczową dla historii postacią jest też pani adwokat, Jeri Hogarth grana przez Carrie-Anne Moss, zimna kobieta sukcesu, która nie bawi się w sentymenty, a której działania, celowe lub nie, wpływają znacznie na przebieg historii. Nie można też zapomnieć o Hope (Susie Abromeit znana mi z Królów lata), czyli ofierze Kilgrave’a, której tragedia determinuje działania Jessiki. Mimo że Hope nie dostaje w serialu wyjątkowo dużo czasu, chyba każda scena z nią zapada w pamięć (przynajmniej w moim przypadku). Dziewczyna przechodzi sporą przemianę, wychodzi z roli ofiary i ostatecznie sama decyduje o własnym losie.
Wracając jednak do głównej bohaterki, to ma ona dużo powodów, żeby nie przepadać za światem. Najpierw jej rodzina zginęła w wypadku samochodowym. Po wielu latach natomiast dostała się pod władze psychopatycznego Kilgrave’a (fantastyczny David Tennant), który potrafi panować nad umysłami innych.
Kilgrave. Psychopata o nienagannym stylu.
Ach, Kilgrave. Czarujący, bezwzględny i przerażający. To doskonały Zły, chyba najlepszy ze wszystkich produkcji Marvela, które widziałam do tej pory. Zasługą Tennata jest niewątpliwie to, że momentami szczerze współczułam kreowanej przez niego postaci. Biedny Kilgrave, myślałam, jego rodzice nie byli dla niego mili a on przecież sam już nie wie, kiedy ludzie robią coś, bo chcą, a kiedy, bo on im każe. Na chwilę uległam jego urokowi. Przecież na tym polega jego siła, potrafi manipulować człowiekiem. Należy jednak pamiętać, że to zwyrodnialec. Może twierdzić, że Jessica to jego miłość. Może twierdzić nawet, że przecież nie zmuszał jej do wszystkiego, że zostawiał jej chwile, w których mogła podjąć decyzję o odejściu. Czy można winić Jessikę za to, że została? Czy nie tak często zachowują się ofiary przemocy domowej? Zależność od Kilgrave’a była tak mocna, że kobieta znosiła gwałty i zło do momentu, w którym zmusił ją do zrobienia czegoś niewybaczalnego. Wtedy pękła. I mogła spróbować wrócić do swojego życia.
Jessica Jones nie jest serialem bez wad. Można się zastanawiać, jak to możliwe, że Jessica nie słyszała nigdy o Daredevilu, w końcu działają w tej samej dzielnicy. Według mnie to jednak drobiazgi, o których się zapomina. Serial jest bardzo, bardzo dobry. Najbardziej chyba urzekł mnie fakt, że i kobiety, i mężczyźni są wyraziści, prawdziwi. Postacie, po prostu, bez względu na to, czy są dobre czy złe, czy są kobietami czy mężczyznami, są porządnie napisane. Co, moim zdaniem, jest dowodem na to, że da się zrobić serial lub film o superbohaterce. O kobiecie, która nie jest dodatkiem i jej głównym zadaniem nie jest ratowanie tego Prawdziwego Superbohatera. A taka produkcja może okazać się sukcesem.