“Sufrażystki” Lucy Ribchester, czyli na tropie

Każda lektura jest grą, do której autor zaprasza czytelnika i chyba każdy pisarz życzyłby sobie, żeby odbiorca po prostu poddał się przyjemności, jaka z niej płynie. Grając w kryminał, spodziewamy się zagadki detektywistycznej lub kryminalnej, której rozwiązanie, mimo podawanych nam tropów, będzie nieoczywiste, choć możliwe. Grając w kryminał historyczny czy też retro, oczekujemy czegoś jeszcze – wycieczki po świecie, którego już nie ma, a w który chcemy uwierzyć. Wyprawę taką proponuje Lucy Ribchester w swoich „Sufrażystkach”, debiutanckiej powieści przenoszącej nas do Londynu z początku XX wieku, gdzie przemierzamy ulice i zaułki, tropiąc przestępcę wraz z Francescą (Frankie) George, początkującą reporterką, która chce zabłysnąć w zdominowanym przez mężczyzn świecie prasy.
indeks3
Jest rok 1912, a bohaterkę poznajemy w momencie, gdy zaczyna mieć dość tego, że nie może rozwinąć skrzydeł. To osoba ambitna, pracowita, samodzielna. I choć czasem burczy jej z głodu w brzuchu, gotowa jest poświęcić bezpieczną przyszłość u boku narzeczonego, by podążać za swoim marzeniem o prawdziwym dziennikarstwie. Krótkowłosa Frankie nosi się jak chłopak, pije tani gin, zaciągając się papierosem, i nawet zdrobnienie jej imienia równie dobrze może należeć do mężczyzny, jak i kobiety. Jest androginiczną chłopczycą marzącą o karierze, i jako takiej powinien jej być bliski ruch sufrażystek, walczących o prawa kobiet. Ale nie jest, bo nie dość, że się z nimi zupełnie nie utożsamia, to – podobnie jak znakomita większość ówczesnego społeczeństwa – widzi w nich nawiedzone wariatki.

Paradoksalnie jednak, los pcha ją w ich kierunku, kiedy dziewczyna dostaje od szefa szansę zebrania informacji o głośnej akrobatce i znanej sufrażystce, hipnotyzującej Ebony Diamond. Problem w tym, że Ebony znika w kulminacyjnym punkcie brawurowego występu, a wydarzenie to poprzedzają dwa morderstwa. Giną ludzie powiązani z artystką: Anie Evans, szwaczka szyjąca jej stroje, i Oliver Smyth, właściciel ekskluzywnego salonu z gorsetami, w którym się zaopatrywała. Frankie Sherlockiem wprawdzie nie jest, ale podejmuje trop. Nie ona jedna, bo sprawą zajmuje się również inspektor Primrose z wydziału do spraw wykroczeń popełnianych przez sufrażystki, które nie zawsze ograniczały się li tylko do stawiania biernego oporu.

Jeśli idzie o intrygę kryminalną, Lucy Ribchester z pewnością zna reguły gry, choć do miana prawdziwie porywającego kryminału trochę „Sufrażystkom” brakuje. Fabuła jest wprawdzie spójna i skonstruowana solidnie, ale autorce nie całkiem udaje się utrzymać napięcie aż do wielkiego, trochę zresztą groteskowego i przerysowanego finału. Te drobne niedociągnięcia na poziomie fabularnym wynagradza z nawiązką doskonale nakreślone tło społeczno-obyczajowe. Autorka wyśmienicie wręcz odmalowuje atmosferę zimnego i zamglonego, listopadowego Londynu sprzed pierwszej wojny światowej z jego półświatkiem, nierównościami społecznymi i tajemnicami wstydliwie ukrywanymi pod płaszczykiem przyzwoitości, prezentując jednocześnie całą galerię przedstawicieli edwardiańskiego społeczeństwa, których łączy głównie to, że mają już dość sufrażystek i ich walki o prawa wyborcze kobiet.

Sam ruch przedstawiony został jako wewnętrznie podzielony, złożony z dwóch nurtów, których zwaśnione liderki różni podejście do przemocy. Rozdźwięk ten jest zresztą wykorzystany w charakterze elementu leżącego u podstaw intrygi i celowo eksploatowany dla ukazania, jak różnorodne postawy reprezentowały aktywistki działające w przededniu I wojny światowej. Ribchester umiejętnie miesza fakty historyczne z fikcją literacką, naginając je oczywiście na potrzeby powieści, jednak w sposób dobrze rokujący na przyszłość. Przemyca dużo szczegółów, o których przeciętny czytelnik nie ma pojęcia, a które doskonale działają na wyobraźnię. Pisze o mizoginicznych policjantach brutalnie tłumiących pokojowe demonstracje, wspomina o mężczyznach, którzy stanęli po stronie kobiet, obrazowo opisuje sadystyczną praktykę przymusowego karmienia więźniarek, które podjęły strajk głodowy.

O ile rzeczywiście można mieć pewne zastrzeżenia odnośnie do konstrukcji fabuły, a porównania do pisarstwa Sary Waters uznać za przesadzone, to jednak „Sufrażystki” na pewno mogą się podobać. Podejmując mało eksploatowany w literaturze i kulturze popularnej temat, Lucy Ribchester w bezpretensjonalny sposób przenosi sufrażystki i ich zmagania z marginesu zbiorowej wyobraźni do jej centrum. Ta część literackiej gry naprawdę jej się udała.

Lucy Ribchester, Sufrażystki, przeł. Robert Waliś, Wydawnictwo Marginesy, 2015, 430 stron.

Opinię tę znajdziecie również w serwisie:

biblionetka_logo1