“Ross Poldark” Winstona Grahama, czyli kornwalijska saga rodzinna

Jakiś czas temu Malita zastanawiała się, jak czytałoby się Rosa Poldarka Winstona Grahama bez znajomości serialu BBC, na którego punkcie oszalał świat. Spieszę więc z odpowiedzią, bo choć był moment, że Aidan Turner i jego kosa pojawiali się dosłownie wszędzie, to gorączka związana z serialem mnie ominęła. Nie było to bynajmniej jakieś programowe odrzucenie produkcji, ot, po prostu nie zgrałam się z serialem w czasoprzestrzeni i jestem przekonana, że przyjdzie mi się z nim jeszcze kiedyś zapoznać.

rosspoldarkbiext31695726Mimo, że nie oglądałam serialu, Ross Poldark wygląda w moich oczach właśnie tak. I nawet szramę ma ładną.

Z okładki polskiego wydania spogląda na nas chmurnym wzrokiem Aidan Turner i jest to spojrzenie, któremu trudno się oprzeć i wyobrazić sobie tytułowego bohatera powieści inaczej. Ross to mężczyzna z przeszłością, który jako angielski kapitan wraca z wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych do rodzimej Kornwalii, by przekonać się, że jego ojciec zmarł, rodzima posiadłość jest w ruinie, a ukochana właśnie zaręczyła się z jego bliskim kuzynem. Lekko nie jest. Spodziewałam się, że główny bohater będzie walczył o ukochaną, ale nie, usuwa się w cień, koncentrując energię na stopniowym odbudowywaniu majątku. Na miłosne rozterki najlepsza praca. Zubożały dziedzic kosi, zasiewa, naprawia płoty, planuje na nowo otworzyć dawno zamkniętą kopalnię, a w międzyczasie tańczy menueta, ogląda walki kogutów i sporo pije. Daleko mu do rozpieszczonego, odzianego w wytworne stroje, paniątka z wyższych sfer. Nie jest szczególnie sympatyczny, bywa porywczy i uparty, ale jest też zdeterminowany, by przy okazji odbudowy swojej pozycji poprawić los innych, odporny na plotki i niespecjalnie wrażliwy na puste społeczne konwenanse.

XVIII-wieczna prowincjonalna Kornwalia nie jest krainą mlekiem i miodem płynącą. Życie jest tu surowe, uzależnione od cen wydobywanej w kopalniach cyny. Granica między ubogim szlachcicem a pracującymi na niego górnikami i dzierżawcami ziemi jest wprawdzie widoczna, ale niestabilna. O bankructwo i degradację społeczną nietrudno. Kornwalijscy panowie jadają wprawdzie wykwintne potrawy z pięknej porcelany, ale pasjonują ich też plebejskie rozrywki, jak walka kogutów. Z kolei biedota, której los jest naprawdę trudny, pod wpływem równościowych idei z Ameryki i Francji, zaczyna zastanawiać się, czy na pewno musi tak być. Rossowi czasem bliżej do swoich podwładnych, nie waha się wstawić w sądzie za jednym z nich, przygarnia 13-letnią obdartą Demelzę, która pod jego dachem wyrasta na pełną życia i energii młodą kobietę i w końcu, dość przewidywalnie, staje jego żoną, ale nie czyni tego z jakichś głębszych pobudek ideologicznych. Jest przyzwoity, pragmatyczny i nawet jego związek z Demelzą nie jest przedstawiony jako szczególnie romantyczny. Ross poślubia ją, bo ma gdzieś opinie innych i bo tak należy zrobić, ale nie jest szaleńczo zakochany. Uczucie między twym dwojgiem rodzi się później, ale czy przetrwa?

Nie ukrywam, że właśnie Demelza, przeciwieństwo bladolicej, uduchowionej Elizabeth, pierwszej miłości Rossa, zainteresowała mnie najbardziej. Dziewczyna wyciągnięta z wiejskiej chaty, pełna życia i umorusana ziemią, która awansuje społecznie dzięki małżeństwu. Nie sposób odmówić jej witalności i żywej inteligencji, ma być lekarstwem Rossa na uczucie beznadziejnie ulokowane w Elizabeth i na razie wydają się być szczęśliwi. Wychodzi zwycięsko z pierwszej konfrontacji z wyżej urodzonymi od siebie, zjednuje ich urodą i otwartością, ale czy może być tak łatwo? Zobaczymy, następna część 12-tomowej sagi Winstona Grahama, zatytułowany jest właśnie jej imieniem.

Sądząc po Rossie Poldarku, dalsze powieści dadzą nam to, czego możemy się spodziewać po sadze rodzinnej – zmiennych perypetii rodu Poldarków, ich wzlotów i upadków, finansowych tarapatów i sukcesów, miłosnych przygód na tle przemian historycznych i społecznych. Winston Graham nie zaskoczył mnie może specjalnie rozwiązaniami fabularnymi, ale przemawia do mnie jego realistyczne pióro doprawione szczyptą komizmu, szlachta w przybrudzonych koronkach i brodzący w błocie górnicy. Przede wszystkim jednak przemawia do mnie jego wizja Kornwalii, targanej wiatrem, tonącej w mgle i deszczu, skalistej i nieprzystępnej, jakże różnej od soczyście zielonej Anglii z powieści Jane Austen. Takie otoczenie aż prosi się o słodko-gorzką opowieść, w której smutek i melancholia przeplatają się z drobnymi uśmiechami losu. I na pewno dam tej opowieści szansę.

Winston Graham, Ross Poldark, przełożył Tomasz Wyżyński, Wydawnictwo Czarna Owca, Warszawa 2016, 463 str.