Miasto i jego smoczyca Querig, wokół reportażu “Białystok. Biała siła, czarna pamięć” Marcina Kąckiego

Miło jest czytać o swoim mieście rzeczy miłe. Że ładne, że zielone, że ludzie sympatyczni, gościnni i przyjaźni. Że ani za duże, ani za małe – w sam raz do życia. Że dużo ścieżek rowerowych i olbrzymi park w centrum miasta, przechodzący w las, którym da się wyjść aż na obrzeża Białegostoku. Że przepyszne jedzenie w knajpkach w cenach o niebo niższych niż w większych miastach w Polsce. Że mnóstwo studentów z wymian Erasmusa, którzy dobrze się tu czują. Że jedna z najlepszych, a już na pewno pierwsza w Polsce klinika leczenia niepłodności metodą in vitro. Że miasto studentów, bo i Uniwersytet, i Politechnika, i Uniwersytet Medyczny i jeszcze kilka prywatnych wyższych uczelni. Że studenci Politechniki zdobywają międzynarodowe nagrody za projektowane przez siebie roboty. Miło, mówię Wam, naprawdę miło.

Białystok. Biała siła, czarna pamięć Marcina Kąckiego sprawia, że przeciętny Białostoczanin czuje się jakby dostał w pysk. I nie do końca wie dlaczego. Bo Białystok po prostu nie pamięta, że przed II Wojną Światową większość jego mieszkańców stanowili Żydzi – w 1913 roku było ich ok. 70%, w 1939 funkcjonowało ok. 100 domów modlitwy i bożnic. Śladów po białostockich Żydach zostało niewiele, nie rzucają się w oczy, praktycznie wcale nie widać ich w miejskiej przestrzeni. Tak bardzo nie widać, że mimo, że urodziłam się i wychowałam się w Białymstoku, postawiona przed zadaniem oprowadzenia po mieście goszczącej na Uniwersytecie pani profesor pochodzącej z Izraela, spanikowałam. Na szczęście, znam ludzi, którzy o historii Białegostoku wiedzą więcej. I na szczęście są internety.

Czytając, nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że Białystok to miasto spowite mgłą, oddechem smoczycy Querig z Pogrzebanego Olbrzyma, tak bardzo można do niego odnieść te słowa Kazuo Ishiguro: „Piękna zielona dolina, która cieszy oko na wiosnę. Ale wystarczy wbić łopatę w ziemię, by pod stokrotkami i jaskrami trafić na trupy. I nie mówię, panie tylko o tych, którym wyprawiono chrześcijański pogrzeb. W naszej ziemi leżą ofiary dawnych rzezi. A my, mieszkańcy, codziennie po tej ziemi stąpamy. Z okien Wydziału Filologicznego Uniwersytetu, widać niewielki park. Drzewa, ławeczki, plac zabaw. Pod parkiem, zasypany gruzem z getta cmentarz żydowski. Na wzniesieniu, imponujący Pomnik Bohaterów Ziemi Białostockiej postawiony w latach 50-tych. Na pomniku, umieszczone w 2007 roku hasło: Bóg, Honor, Ojczyzna. Inicjatywa oddolna. Władze nie wydały pozwolenia. Nie nakazały również, bezprawnie umieszczonych liter, usunąć. Napis został do dziś.

270pxLanterns_in_Biaystok_University_SquareiO tym pomniku mówię. W tym niewielkim parku.

Oddech smoczycy Querig pozwala zapomnieć o trudnej przeszłości, bo nie mam wątpliwości, że historia stosunków katolicko-prawosławno-judaistycznych nie może być czarno biała. Ale jest to oddech niebezpieczny. Z zapomnienia rodzą się kolejne potwory. Na murach pojawiają się swastyki, które prokurator uznaje za orientalny symbol szczęścia. Podpalone zostaje mieszkanie polsko-hinduskiego małżeństwa. W galerii handlowej zaatakowana zostaje czarnoskóra studentka ze Szwecji. Upiory powracają, początkowo są bagatelizowane przez władze, prokuraturę, policję. Malowanie swastyk i oblewanie farbą pomnika Zamenhofa charakteryzuje przecież niska szkodliwość czynu. Są też w Białymstoku ludzie, którzy próbują osłabić smoczycę niepamięci. Czasem im się udaje.

Reportaże Kąckiego, poruszają zbyt wiele aspektów, by o wszystkich tu wspomnieć. Duchy przeszłości. Niejednoznaczna ocena bohaterów i antybohaterów. Ksenofobia. Nietolerancja dla odmienności etnicznych i seksualnych. Powiązania między Kościołem i polityką. Nieudolność władzy. Mówienie o wielokulturowości, przy jednoczesnym ucinaniu dotacji na warsztaty tolerancji w szkołach. Lekcje religii, na których uczniowie rysują obrazki, przedstawiające Polskę atakowaną przez żydowskie i unijne czołgi. Pani profesor Uniwersytetu Medycznego, potwierdzająca “cud sokólski”. Nie dziwię się, że obserwacje Kąckiego wzbudziły w Białymstoku spory sprzeciw, bo zaburzają poczucie, że żyje się tu jak u Pana Boga za piecem.. Młodzież ze środowisk skrajnie prawicowych sugeruje regularnie, że książka to nie reportaż, tylko klasyczne fantasy. Inni mówią o niszczeniu wizerunku miasta. Ja z kolei widzę w Białymstoku Kąckiego metaforę Polski –  zmagającej się z własną historią, zamiatającej pod dywan brudne sprawy, udającej, że nic takiego się nie dzieje. Nie wiem, jak Wam, ale mnie babcia zawsze mówiła „wymieć z kątów, a środek sam się posprząta” i tę genialną zasadę warto chyba zastosować do zmierzenia się z własną przeszłością. Czytajcie Białystok. Białą siłę, czarną pamięć, ale weźcie pod lupę własne miasta, nim rzucicie kamieniem. Może macie swoją własną smoczycę Querig? I nie bójcie się tu przyjechać. Pięknie jest, wokół knieje, zielone łąki, malownicze wioski i miasteczka. I coraz więcej ludzi chce pamiętać.bia_y

Marcin Kącki, “Białystok. Biała siła, czarna pamięć”. Wydawnictwo Czarne, Wołowiec, 2015.

 —

A tymczasem opowieść pisze się dalej sama. W ubiegłą sobotę odbył się w naszym zielonym mieście, zjazd młodzieży z ONR, która to przemaszerowała przez miasto w karnym szyku, powiewając zielonymi i biało-czerwonymi flagami. W ramach zlotu, odbył się również koncert narodowo-radykalnej grupy Nordika w klubie należącym do Politechniki Białostockiej. Do studentów zagranicznych wystosowano w międzyczasie maila, by siedzieli w akademikach, a nie szlajali się po mieście, bo może być to dla nich niebezpieczne. Prawdziwi Polacy udali się również do białostockiej katedry, gdzie wysłuchali kazania w wykonaniu księdza Jacka Międlara. Było o tym, że Polskę toczy rak, a chemioterapią jest „bezkompromisowy narodowo-katolicki radykalizm”. Obecny był również kapelan podlaskiej policji. Następnie młodzież z upodobaniem fotografowała się przed katedrą.

We wtorek Rektor Politechniki zdobył się na przeprosiny i zaznaczył, że hasła i idee głoszone przez ONR są społeczności akademickiej obce. Kuria z kolei przeprosiła tych, którzy poczuli się urażeni.

W tę samą sobotę, co zlot ONR, w Białostockim Teatrze Dramatycznym miała miejsce premiera sztuki na podstawie reportaży Kąckiego. Wcześniej część radnych apelowała, by nie dopuścić do tej premiery, gdyż sztuka stawia Białystok w negatywnym świetle, co źle wpłynie na wizerunek miasta, którego głównym hasłem promocyjnym jest przecież wielokulturowość. Głosy, choć głośne, zignorowano. Sztuka się odbyła. Zebrała pozytywne recenzje. Oraz negatywne.

A Kącki pisze dalej w Dużym Formacie.