Muza-kochanka, poeta i jego żona, czyli “Dysonans” Ewy Stachaniak

Przyznaję, że bywa tak, że cudze chwalę swego nie znam, że zachwycam się literaturą anglojęzyczną, nie do końca orientując się w polskiej. Tym razem sprawa jest nieco bardziej skomplikowana, bo Ewa Stachaniak jest pisarką pochodzenia polskiego, mieszkającą na stałe w Kanadzie, piszącą po angielsku i dopiero z angielskiego na polski tłumaczoną.  Ciekawy to sposób na opowiadanie „naszej” historii szerszej publiczności. Dobrze jednak, że przekład powierzono Annie Przedpełskiej-Trzeciakowskiej, bo dzięki niemu i po polsku czyta się Dysonans naprawdę doskonale.

dysonansbiext35965599

Dysonans to fabularyzowana historia o ekscentrycznym trójkącie miłosnym okresu Romantyzmu – o pełnym pasji, choć niemożliwym do sformalizowania związku Zygmunta Krasińskiego i Delfiny Potockiej, i jego małżeństwie z rozsądku z Elizą Branicką. Autorka przyznaje się do inspiracji zachowanymi do dziś listami Krasińskiego do kochanki, rodziny i przyjaciół, jak również tymi które wyszły spod pióra jego żony, zauważa jednak brak głosu samej Delfiny – nieszczęśliwej w małżeństwie, które wprawdzie dało jej awans społeczny lecz pozostawiło liczne blizny, i z którego w końcu udało jej się wyrwać, rozpaczliwie tęskniącej za dzieckiem, kobiety światowej, wymykającej się konwenansom, zmysłowej kochanki wielu wpływowych mężczyzn epoki i ich muzy. I to właśnie ten głos, zrekonstruowany przez Ewę Stachaniak, nadaje powieści ton.

Dysonans mógłby być historycznym romansem jakich wiele, jednak wyróżnia go głębia psychologiczna postaci, stylizowany z dużym wyczuciem język i epizodyczna konstrukcja, podkreślająca emocjonalne rozdarcie wszystkich uczestników dramatu. Zygmunt, Delfina i Eliza, uwikłani w osobliwy układ miłosny, wiodą żywot, któremu daleko do harmonii, w świecie pełnym dysonansów. Tytułowy dysonans pojawia się tu właściwie na każdej płaszczyźnie. Dysonans między miłością romantyczną a rzeczywistą, między obowiązkiem wobec ojczyzny a życiem prywatnym, sztywnym gorsetem konwenansów a szczęściem jednostki, pasją a rozsądkiem, kobietą-aniołem a kobietą-grzesznicą, sztuką a życiem, i wreszcie między prawdą historyczną a naszym współczesnym wyobrażeniem o niej.

Dla mnie ta powieść to również strzał w dziesiątkę jeśli idzie o ukazanie sytuacji społeczno-politycznej, mało wyidealizowanego obrazu Wielkiej Emigracji, natchnionego patriotyzmu skontrastowanego z życiem prywatnym. Jednocześnie, muszę przyznać, że to książka, po którą pewnie sama bym nie sięgnęła, bo nie odnotowałam wokół niej specjalnego szumu medialnego (a może był, ale przegapiłam?). Poleciła mi ją nieoceniona pani Ania, polonistka z wykształcenia i pożeraczka dobrych książek z zamiłowania, po tym jak okazało się, że obie nie byłyśmy oczarowane monumentalnym i nieco pompatycznym Turniejem Cieni Elżbiety Cherezińskiej, który zachwycił przecież tak wielu. Dysonans to proza zupełnie inna – kameralna, subtelna, bardziej skoncentrowana na emocjach, niż brawurowej akcji. Niewiele ponad 300 stron, na których udało się w bezpretensjonalny sposób opowiedzieć niebanalną historię miłosną, namalować z olbrzymią dbałością o detale wyrazisty portret epoki, przedstawić wizerunek dwóch fascynujących kobiet, o których podręczniki może i czasem wspominają, jednak nigdy nie wysuwają ich na pierwszy plan. Warto wsłuchać się w ich głos.

Ewa Stachaniak: Dysonans. Przełożyła Anna Przedpełska-Trzeciakowska. Świat Książki, Warszawa, 2009, 336 stron.

Zapisz

Zapisz

Zapisz