O mgłach i ich sekretach czyli cykl “Z mgły zrodzony” Brandona Sandersona

Trylogia Brandona Sandersona Z mgły zrodzony to cykl zajmujący dużo miejsca na półce i sporo ważący*, co może być pewnym utrudnieniem, jeśli czyta się głównie w środkach komunikacji miejskiej. I to w zasadzie jej główny minus. Czytałam ją długo, przeplatałam innymi książkami, odkładałam i w zasadzie nie jestem w stanie powiedzieć, dlaczego. Bo patrząc na całość muszę stwierdzić, że to kawał porządnego fantasy.

zmglyzrodzonybiext4185932_emik

Świat stworzony przez Sandersona to trochę nasz wypaczony świat z bajerami. W Ostatnim Imperium czerwone słońce jest zawsze przysłonięte popiołem sypiącym się z nieba. Rośliny są pozbawione barw, choć kiedyś, przed tysiącem latem, podobno miały kolory i były, na przykład, czerwone. Kto to widział! W tej szarości i burości, żyje sobie szlachta, nosząca bogato zdobione stroje, spiskująca i knująca intrygi na wystawnych balach. W swej łaskawości pozwala jej na to Ostatni Imperator, najwyższy władca, bóg, dyktator, który dając grupie pozory władzy czy wolności, sprawuje nad nią całkowitą kontrolę. Zdecydowanie wyżej w hierarchii stoją obligatorzy, od stuleci szerzący kult Imperatora, dbający o poszanowanie dla religii, która opiera się na zamierzchłych działaniach władcy. Najmniej znaczące jest życie skaa, niewolników i biedoty, traktowanych nieraz gorzej niż robactwo. Wszystko spowija złowroga mgła pełna potworów i śmierci.

W tym właśnie świecie istnieją potężne, magiczne moce, a konkretnie trzy jej rodzaje. Allomancja, feruchemia i hemalurgia – wszystkie z grubsza polegają na tym samym, czerpaniu mocy z metali. Szczerze mówiąc, wszystko jest tak skomplikowane, że do końca nie mogłam zapamiętać jakie działania mogą wynikać z korzystania z konkretnego metalu (kto by się przejmował taką drobnostką). Allomanci, najsilniej reprezentowani w opowieści, żeby użyć magii, muszą połknąć konkretny metal. Ta siła nie jest widoczna na pierwszy rzut oka, nie można po prostu podać komuś opiłków metali i sprawdzić, czy jest allomantą Taką jednostkę trzeba złamać. W tym celu niemal katuje się dzieci na śmierć. Allomanci pojawiają się głównie wśród potomków szlachty. Nikt (ekhm, Ostatni Imperator, ekhm) nie chciałby, żeby tak potężni ludzie pojawiali się wśród niewolników, prawda? Dlatego też kobiety skaa, które zostały zgwałcone przez szlachciców, na ogół kończą martwe. Nie warto ryzykować.

studniawstapieniawiext34868298

Allomanci na ogół „specjalizują się” w korzystaniu z jednego metalu, co daje im jedną nadzwyczajną cechę. Mogą mieć umiejętność uspokajania lub podżegania emocji, przyciągania lub odpychania metalu, widzenia przyszłości. Istnieją jednak również Zrodzeni z Mgły, jednostki,  które mogą spalać wszystkie metale, co czyni je niezmiernie cennymi i niebezpiecznymi.

I tu pojawia się Kelsier. Cały otulony mgielnym płaszczem. Ocalały z Hatsin, potężny Zrodzony z Mgły, który ma na pieńku z Ostatnim Imperatorem, przewodzi ekipie ludzi żyjących nieco poza granicami prawa i jednocześnie staje na czele rebelii. Celem ekipy jest początkowo przejęcie zapasów najcenniejszego z metali, atium, zdobycie bogactwa a, przy okazji, obalenie tyrana. Do ekipy dołącza młoda dziewczyna, Vin, złodziejka skaa, bita i tłamszona najpierw przez brata, a później przez mężczyznę, dla którego pracuje. Okazuje się, że również ona jest Zrodzona z Mgły, a jej moc może z czasem dorównać nawet tej Kelsiera.

Możemy uznać to za punkt wyjścia historii. W opasłych tomiszczach akcja toczy się momentami dość leniwie (co nie oznacza wcale „nudno”), by nagle przyspieszyć, wyhamować, zawrócić i skręcić w lewo. Mamy tu upadek imperium, walki między szlacheckimi rodami, skrytobójców, upadających bogów, bunty, moce, leżące u podstaw istnienia. Mamy tu niemal wszystko, a jednak nie zostajemy przytłoczeni mnogością wątków czy bezsensownych szczegółów. Nawet jeśli na początku coś wydaje się być zbędnym elementem, okazuje się ważne. Sanderson nie zapomina  o niczym, a ja postanowiłam to zaakceptować gdzieś w połowie drugiego tomu.

W trylogii urzekają postaci. Początkowo może się wydawać, że jest ich sporo i nie poświęcono im zbyt wiele uwagi. Nic bardziej mylnego. Nie mogłam się zdecydować, którą z postaci powinnam uznać za „główną”, bo wielu z nich Sanderson poświęca sporo czasu. Pierwszym, oczywistym wyborem jest Kelsier, charyzmatyczny buntownik, który z inteligentnego łotra zmienia się w obiekt kultu. Jest Elend, przeintelektualizowany, szlachecki idealista o dobrym sercu. Jest Sazed, feruchemik, który w swoich metalowych bransoletach przechowuje wiedzę o wszystkich znanych mu religiach, których zakazał Imperator. Jest też wiele postaci z pozoru mniej ważnych, które stają się w końcu kluczowe dla toczącej się oopowieści.

Jest w końcu Vin. Vin, która przez większość cyklu wydaje się być najważniejszą kobietą we wszechświecie (że pozwolę sobie zacytować Doctora), która z poniewieranej dziewczynki przeistacza się w gwiazdę szlacheckich salonów. Dziewczyna, która nie czuje się za dobrze w ekipie Kelsiera i nikomu nie ufa (tego właśnie nauczył ją jej brat), zmienia się w końcu w osobę, która jest skłonna do największych poświęceń z miłości i wiary w innych. Nie mówię tu tylko o miłości romantycznej, gdyż ten akurat wątek wywoływał u mnie początkowo zgrzytanie zębami (możemy założyć jednak, że nie powinnam po prostu była w tym konkretnym momencie życia czytać o romansach innych). Vin z wykorzystywanego przez wszystkich „popychadła” staje się silną kobietą, obrończynią, zabójczynią, wybawicielką. Choć czasami porusza się po omacku, ma doskonałe instynkty i jest chyba najpotężniejszą Zrodzoną z Mgły. Rozwija się, dojrzewa do swojej roli, potrafi przyjąć swoje przeznaczenie i wykorzystać je z korzyścią dla innych. I to jest fantastyczne. Nie mamy tu do czynienia z walecznym dziewczęciem, dla którego głównym jednak dylematem, pozostaje wybór odpowiedniego absztyfikanta. Dobra, taki watek na chwilę się pojawia, ale nigdy nie staje się czymś kluczowym dla bohaterki. Miłosny dylemat nie w życiu Vin trudno uznać za główny wątek historii. To raczej pewien dość krótki etap, który prowadzi do czegoś ważniejszego. Do rozwoju, dorosłości. Czy nie tak właśnie wygląda to w życiu?

bohaterwiekowwiext34546832

W trylogii bardzo ważne są też legendy, proroctwa, zamierzchłe historie. Wiele z nich poznajemy dzięki Sazedowi. Cudowne jest też przeplatanie rozdziałów fragmentami, powiedzmy, historycznych zapisów. W każdym tomie, jest to inna opowieść. Jeśli Sazed lub Vin pracują nad rozszyfrowaniem jakiegoś pisma, o tym, co odczytali, dowiemy się właśnie w tych częściach pomiędzy rozdziałami. To uzupełnienia opowieści, ale też częściowo historia czy podstawy mitologii Ostatniego imperium. I tego, co po nim następuje.

W książkach Sandersona chyba najbardziej podobało mi się to, że to, co w wielu innych powieściach (pamiętacie Władcę pierścieni?) jest końcem historii, tu było początkiem. Okazuje się, że fajnie jest obalić dyktatora. Super. Świat jest teraz wolny! Tylko, co dalej? Kto obejmie władzę? Czy powinien być to idealista, który chciałby równości dla wszystkich? Czy kolejny tyran? Jak daleko można się posunąć w kompromisach, żeby zachować pokój i nie zaprzedać wyznawanych wartości? Czy to wszystko, tak po prawdzie, ma w ogóle sens? Czy władca nie jest tylko pionkiem? I który władca jest tak naprawdę „dobry”?

Zaczynam wpadać powoli w jakiś niebezpieczny strumień świadomości, więc na koniec powiem tylko: idźcie czytać, bo cykl Z mgły zrodzony jest mądry i zaskakujący. Mam nadzieję, że nie tylko ja zupełnie nie spodziewałam się zakończenia.

*Ta trylogia to w zasadzie połowa cyklu. Pora zamontować więcej półek.